Decyzja nie była łatwa. „Nirvana” stała się na tyle mocną marką, że dla wielu osób pierwszym skojarzeniem z tą nazwą była pizzeria, a nie muzyczna kapela sprzed lat czy też stan wyzwolenia w religiach dharmicznych. Jednak Andrzej Demczuk podjął ryzyko, kierując się swoimi przekonaniami. I to ryzyko się opłaciło.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
American dream?
Do Stanów Zjednoczonych wyjechał jeszcze na początku lat 90. Pracował z bezdomnymi ludźmi jako wolontariusz w Seattle, mieście położonym na zachodnim wybrzeżu USA. W tamtym czasie muzyka grunge przeżywała swój rozkwit. A Seattle stawało się pożądanym miejscem do życia – rodził się Amazon.com, dobrze funkcjonowały Boeing i Microsoft.
Przez 8 lat pobytu w Stanach Zjednoczonych nauczył się przedsiębiorczości. Tam młodzi ludzie zawsze łączyli studia z pracą. Andrzej uczynił to samo. Po powrocie do Polski poznał swoją przyszłą żonę (przyszłą wtedy, dziś obecną). No i postanowił rozkręcić własny biznes. Dlaczego pizzeria? Pomysł „podsunął” tata, który miał fabrykę opakowań. W głowie pojawiła się myśl, że warto by otworzyć pizzerię. W tamtym okresie w Lublinie były tylko trzy. Postanowił wykorzystać wiedzę zdobytą w USA tutaj, w Polsce.
Czytaj także:
Biznes z wiarą w tle, czyli jak dwaj polscy inżynierowie dokonali niemożliwego
Świętość od święta?
Pizzeria, którą Andrzej otworzył, nazywała się „Nirvana”. Nazwa była trochę związana z klimatem Seattle, kiedy tam mieszkał. Dziś spece od marketingu podkreślają, że naming (to dział marketingu zajmujący się tworzeniem nazw firm, usług, produktów) to bardzo ważna sprawa. Marka musi się jakoś nazywać, prawda?
O tym, jak dobrą markę zbudował Andrzej, najlepiej świadczy to, że wielu mieszkańcom Lublina słowo „nirvana” w pierwszej kolejności kojarzyło się nie z zespołem muzycznym założonym przez Kurta Cobaina czy z buddyzmem, ale z jego pizzerią. Tym trudniej było podjąć decyzję o zmianie nazwy.
Dlaczego Andrzej Demczuk zaryzykował powodzenie swego biznesu? Podczas naszej rozmowy w 10 odcinku „Gnyszka Wyciska” powiedział, że podchodzi poważnie do bycia chrześcijaninem. A to oznacza, że człowiek jest nim zawsze, czyli nie wznosi murów pomiędzy różnymi sferami swego życia – religijnym, rodzinnym, zawodowym.
Czytaj także:
Bizneswoman z szóstką dzieci. „Mnożymy miłość”
W „Katolickich miliarderach” (niezmienne polecam mojego ebooka. O najnowszym zaś porozmawiamy za tydzień) napisałem:
Kiedy zaczęliśmy wznosić mury między różnymi sferami życia? A przecież nie da się oddzielić wiary od biznesu. Nie można być katolikiem tylko w kościele, a nie być nim w domu czy w pracy. Nie istnieje coś takiego jak świętość od święta. Droga do świętości prowadzi przez każdy kolejny dzień naszego życia i każdą sytuację czy sferę naszej aktywności.
Napisałbym, że postawa Andrzeja mi zaimponowała, ale na szczęście w Towarzystwach Biznesowych to standard. I chwała Bogu! Pozostaje nam mieć nadzieję, że tak wspaniali ludzie jak Andrzej Demczuk całym swoim życiem będą pokazywać nie tylko katolikom, że trzeba i warto być wiernym swoim przekonaniom. W każdej sytuacji.
Warto przeżywać życie głębiej
Andrzej zadał mi pytanie, skąd pomysł na „Gnyszka Wyciska”. Pełna odpowiedź w filmie, ale chciałbym podzielić się tym, co jest moją ambicją związaną z programem. Otóż chciałbym, by rozmowy ze wspaniałymi ludźmi stanowiły dla widzów naukę i były dla nich inspiracją do tego, by przeżywać życie głębiej.
Popatrzmy na Andrzeja Demczuka. Już sama przygoda w USA jest fascynująca. Ale to dopiero początek. Studiował w Stanach. Dziś robi doktorat. I znajduje na to czas, choć innych spraw na głowie nie brakuje. Sieć „Plackarnia” się rozrasta. Towarzystwo Biznesowe Lubelskie, któremu Andrzej prezesuje – również. A przecież jest jeszcze życie duchowe i rodzinne.
Na zakończenie powiem tylko, że Andrzej wraz z żoną Moniką prowadzą nie tylko biznes – działają też na polu trzeciego sektora. Założona przez nich Fundacja w Duchu Miłości pomaga samotnym matkom i opuszczonym dzieciom.
A nie, czekaj! O jeszcze jednym byłbym zapomniał. Albo nie… o tym, dlaczego Andrzej i jego żona zdecydowali się na adopcję i stworzenie rodziny dla Oliwki, dowiesz się z filmu, którego po prostu nie wypada nie obejrzeć. Bo Andrzej to po prostu fantastyczny człowiek – który jest żywym dowodem na to, że warto przeżywać życie głębiej.
Czytaj także:
7 rzeczy, które Kościół wie o biznesie, ale nie wie, że wie!
10 odcinek „Gnyszka Wyciska” można obejrzeć poniżej lub pod tym linkiem.