separateurCreated with Sketch.

Amerykański ksiądz od popkultury. Fan kreskówek i superbohaterów, który uwielbia Polskę

OJCIEC CHRISTOPHER ORTEGA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Tomasz Grodecki - 26.02.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Młodzież lubi sport, komputery, kreskówki, gry wideo… Ma też wiele pytań. Musisz za nimi podążać, wędrować. Myślę, że to jest sposób, by zainteresować ich wiarą. Młodzi chcą wiedzieć, że ich życie ma jakiś sens. Musisz do nich dotrzeć, by im to przekazać.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Rozmawiamy z o. Christopherem Ortegą o formach Nowej Ewangelizacji, mediach społecznościowych oraz chrześcijaństwie (nie tylko) w Stanach Zjednoczonych.


Tomek Grodecki: Wiele osób określiłoby ojca mianem „księdza od popkultury”. Jak się z tym ojciec czuje?

O. Christopher Ortega: Ksiądz od popkultury? Chyba nim jestem (śmiech). Pełnię posługę kapłana, ale nie zmienia ona przecież mojej osobowości. Jako ksiądz, a tym bardziej ten diecezjalny, zostałem powołany, aby być w świecie, ale nie ze świata.

Wiąże się to zarówno z moją łącznością z wiernymi, jak i samą relacją z Bogiem. Chcę pokazać ludziom, że mogą znajdować się w świecie, ale jednocześnie mu nie ulegać – to jest moje przesłanie. Lubię swoje powołanie, sprawia mi przyjemność. Cały czas mam się jednak na baczności.

Czy wykorzystywanie popkultury oraz mediów społecznościowych może być formą Nowej Ewangelizacji?

Z całą pewnością. Kilka lat temu na rynku zadebiutowała książka „The New Evangelization and the New Media” autorstwa biskupa Roberta Barrona. Można w niej wyczytać, że blogi, YouTube, podcasty – to jest nowa przystań tego świata. Dawniej misjonarze odkrywali nieznane lądy, a obecnie są nimi media społecznościowe – tam właśnie zmierzamy. Ewangelia w sieci jest czymś nowatorskim.


KSIĄDZ MICHAŁ MISIAK NA SIŁOWNI
Czytaj także:
Siłownia Ewangelizacyjna w Łodzi. Największe ciężary nie są na sztangach, tylko na sercu

W jaki sposób narodził się pomysł, by głosić Słowo Boże w internecie?

To się po prostu wydarzyło. Podkreślam – chcę być księdzem w świecie, ale nie ze świata. Założyłem konto na Instagramie, potem przyszedł czas na Twittera. Pomyślałem: „To może być niezła zabawa”. Pokazałem swoje profile rodzinie, przyjaciołom. W ten sposób krok po kroku moje posty były udostępniane innym osobom z Kościoła, które podawały je dalej.

Tak naprawdę nie robiłem nic nadzwyczajnego. Byłem szczery. Czasami wygłupiałem się. Zachowywałem się, jak przystało na zwykłego chrześcijanina. Kocham Boga. Uwielbiam też rozmawiać o Nim z młodymi ludźmi i pozwalać im zrozumieć coś pięknego.

Sam byłem nastolatkiem, sam wchodziłem w dorosłość i sam zmagałem się z przeświadczeniem, że niektórzy ewangelizatorzy po prostu przynudzają. Zastanawiałem się, czemu ci ludzie nie są podekscytowani? Przecież Bóg jest wszechmocny i obdarza nas swoją miłością!

To dość nietypowe dla księdza, by był fanem superbohaterów czy kreskówek. Skąd takie pasje?

Bycie duchownym nie wyklucza posiadania własnej osobowości. Wciąż jesteś w stanie mieć hobby, które sprawia ci radość. Może to być jazda na deskorolce, może to być i chodzenie po górach. Uwielbiam św. Jana Pawła II, który był zagorzałym miłośnikiem pieszych wędrówek. Dorastając, zawsze lubiłem kreskówki! (uśmiech). Podobały mi się Wojownicze Żółwie Ninja, Spider-Man, Superman – ci superbohaterowie stale przewijali się gdzieś w moim życiu. Podążanie za powołaniem nie sprawiło, że straciłem swoje zainteresowania.

Jeśli przyjrzysz się historiom tych herosów albo nawet samym kreskówkom, zrozumiesz, że popkultura ma coś do przekazania. Superbohaterowie zawsze czegoś szukają. Podążają za sensem życia. Chcą wiedzieć, kim tak naprawdę są. Chcą wiedzieć, skąd wzięły się ich supermoce. Przecież to historia każdego z nas. Chcemy wiedzieć, kim naprawdę jesteśmy.



Czytaj także:
Czy katolicy potrzebują ewangelizacji? Rozmowa z Marcinem Zielińskim

 

Nie obawia się ksiądz, że wiele treści zawartych w kulturze popularnej nie przystoi wierzącym?

To, że znajdziemy coś złego w popkulturze, nie oznacza, iż cała popkultura jest zła. Wciąż istnieje ta strefa twórcza, w której ludzie po prostu chcą wyrazić siebie. Kultura popularna zawiera przemoc, ukryte przekazy i inne treści, które nie są w porządku. Jako chrześcijanie powinniśmy uczyć się szukać dobra i wskazywać, gdzie można je znaleźć. Bóg jest wszędzie.

Odnosząc się do postaci z komiksu, czy to jako ksiądz, czy jako bracia i siostry w wierze, komentujemy ich wędrówkę i zmagania. Czasami Superman, czasami inny śmiałek poświęca własne życie dla ludzi, a przecież tego dokonał Pan Jezus. Ci bohaterowie wkraczają w mrok dzięki poczuciu, że gdzieś w nim skrywa się dobro. To samo tyczy się popkultury. Wchodzisz w ten świat, by przyłączyć się do dobrej drużyny.

Przypomnij sobie, jak św. Paweł nauczał Greków w pretorium. Posiadali oni przecież ołtarze poświęcone różnym bóstwom. Jeden z nich dedykowany był „Nieznanemu Bogu”. Paweł spojrzał na ołtarz po czym, zwracając się w stronę Greków, przemówił: „Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając”. W jakimś sensie przeniknął do ich codziennej kultury, by przekazać im chrześcijaństwo.

Spędza ksiądz sporo czasu na kempingach w otoczeniu młodzieży. Wydaje mi się, że ma ksiądz przy tym dużo frajdy. W jaki sposób przyciągnąć młodych ludzi do Kościoła?

Wszystko zależy od kultury. Każda jest inna, tak więc młodzi wychowujący się w innych krajach różnią się od siebie…

A odnosząc się do młodzieży w Stanach?

Myślę, że powinieneś ich spotkać tam, gdzie akurat znajdują się w swoim życiu. Szukaj ich. Szukaj ich i pozwalaj im zadawać pytania. Młodzież lubi sport, komputery, kreskówki, gry wideo… Musisz wiedzieć, co robisz. Nie żartuję, młodzi ludzie tak dużo dzisiaj myślą, mają własne przemyślenia. Może nikt ich nie nauczył, w jaki sposób je wyrażać. Mają też wiele pytań.

Musisz za nimi podążać, wędrować. Myślę, że to jest sposób, by zainteresować ich wiarą. Podążając za nimi, możesz mieć frajdę! Podążasz za nimi nawet, gdy nie spisują się zbyt dobrze. Oczywiście, czasami musisz przypomnieć im, że jesteś w grupie „tym dorosłym”. Być może nie jesteś tam jednak, by ich dyscyplinować. Może twoim celem jest po prostu wysłuchać, co oni mają do powiedzenia.

Młodzi chcą wiedzieć, że ich życie ma jakiś sens, że posiadają swoje miejsce w świecie. Musisz do nich dotrzeć, by im to przekazać. Stajemy się [duchowni – red.] niczym dzieci. Nie chodzi tu jednak o niedojrzałość czy brak odpowiedzialności. Osoby, którym pomagamy, zaczynają natomiast dostrzegać troskę bliźnich oraz samego Boga.



Czytaj także:
Ewangelizacja w naszych czasach ma miejsce tylko w wyniku zaraźliwej radości.

Przypomina mi to fragment Ewangelii wg św. Mateusza, w którym Jezus mówi, że musisz uwierzyć jak dziecko, by wejść do Królestwa Niebieskiego. Zmieniając temat – nazwałbym księdza również pielgrzymem. Podróżuje ksiądz dookoła świata, publikując w internecie posty z Meksyku, Stanów Zjednoczonych… Czy dostrzegalne są jakieś różnice w chrześcijaństwie (bądź katolicyzmie) w odmiennych krajach?

Pewnie, jest wiele różnic wynikających z kultury. Często bazują one na historii danego państwa. Będąc w Australii, dowiedziałem się, że na tym kontynencie jest wyjątkowo ciężko być chrześcijaninem, gdy wszyscy wokół są przeciwko wierze. Kraj ten ma również negatywne nastawienie do katolicyzmu.

W Australii zajdziesz całe pokolenia młodych ludzi, którzy nie znają podstawowego przesłania Jezusa, nie mają pojęcia, kim On jest. Nie wiedzą nic o Bożej miłości, a przecież ta wiara personalnie zmienia człowieka. Słyszałem historię uczestników rekolekcji, którzy ponoć zaczęli płakać, gdy odkryli, że Bóg ich kocha. Nikt wcześniej im tego nie przekazał.

Podróżując po Ameryce Łacińskiej, widziałem, że ci ludzie znają Bożą miłość. Mają też własną społeczność. W Stanach Zjednoczonych straciliśmy parę pokoleń, ale młodzi wracają do wiary. W Australii musimy zacząć od samego początku. Wszystko zależy od kultury danego kraju. To naprawdę piękne, że Słowo Boże na rozmaite sposoby jest głoszone w coraz to nowych zakątkach świata.

Nawiązując do tradycji katolickiej – zauważył ksiądz jakieś różnice?

Istnieją odmienne tradycje. W Meksyku 2 listopada obchodzi się Dzień Zmarłych. Mieszkańcy tego kraju przynoszą na cmentarze ulubione potrawy krewnych, wspólnie ucztują oraz odmawiają modlitwy. To wyjątkowo meksykański obyczaj, o którym nie słyszał raczej żaden Amerykanin, jeśli jego rodzina nie wywodzi się z zagranicy. Słyszałem kiedyś od przyjaciół z Polski, że istnieją u was pielgrzymki do Matki Boskiej Częstochowskiej. W Stanach nie doświadczysz niczego podobnego. Popularne są natomiast konferencje gromadzące dziesiątki osób.

W 2016 roku odwiedził ksiądz Polskę za sprawą Światowych Dni Młodzieży. Jak ocenia ksiądz swoją wyprawę oraz same ŚDM?

Było… cudownie! Tak naprawdę bywałem w waszej ojczyźnie wielokrotnie. Spędziłem trochę czasu w moim ukochanym Zakopanem, ale i choćby w Białce Tatrzańskiej. Uwielbiam ten kraj. Możliwość ponownego doświadczenia Światowych Dni Młodzieży była ekscytująca. Niesamowicie jest spotkać się z Polakami czy też z ludźmi z innych krajów.

Po raz pierwszy pojawiłem się na ŚDM jako ksiądz. Wcześniej, w 2002 roku w Kanadzie, byłem zwykłym wolontariuszem. To piękne doświadczenie – mieć obok siebie innych księży, samego papieża. Nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć – poznałem nową kulturę, nowych ludzi, piękne kościoły oraz kraj, który pokochałem.

Wiedziałem, że odwiedził ksiądz Polskę, ale nie zdawałem sobie sprawy, że kilkukrotnie. Czy coś łączy księdza z naszą ojczyzną?

W mojej diecezji w Stanach (Sawanna, Georgia) mamy kilku kapłanów, którzy pochodzą z Polski. Niektórzy z nich są wręcz moimi przyjaciółmi. Jeden jest z Białki, drugi z Kielc. Odwiedzałem Polskę, gdy wracali do swoich domów. Kiedy po raz pierwszy znalazłem się nad Wisłą, byłem dopiero co wyświęconym kapłanem.

Pamiętam, że podróżowałem wówczas z o. Dawidem Kwiatkowskim, który odprawił swoją mszę prymicyjną w małej wsi niedaleko Kielc, Dobrzeszowie. Możliwość powrotu do Polski z nim czy też z ks. Mariuszem była dla mnie czymś pięknym. Poznanie nowej kultury, ludzi czy też samej kuchni wprawiły mnie w wyjątkowo dobry nastrój. W ten sposób doświadczyłem Polski.

Ks. Christopher Ortega tłumaczy, że „jest ojcem, ale nie tym biologicznym”. W zamian pełni posługę wikariusza w parafii św. Franciszka Ksawerego w Sawannie. Jest blogerem, prowadzi audycję „Casual Conversations”. Lubi fitness, podróże i popkulturę.

Podziękowania dla Agnieszki Dąbrowskiej za korektę językową oraz dla Michała Chudolińskiego za myśl, która zainicjowała tekst.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.