„Pani inżynier od życia” nie jest chronologiczną opowieścią starszej pani. To rozmowa o pierwszej miłości w Tatrach, chorobie córki czy modyfikowanych pomidorach, które jemy na śniadanie. Jednym słowem: to historia o życiu.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Żeby być naukowcem, trzeba mieć szczególny charakter. I taki właśnie ma Magdalena Fikus, profesor Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN, założycielka Festiwalu Nauki, która odkrywa skrawki swojego pasjonującego życia na stronach wywiadu-rzeki „Pani inżynier od życia”. Rozmawiała z nią Irena Cieślińska, dyrektor programowa Centrum Nauki Kopernik.
Rozmowy przy zupce z Magdaleną Fikus
Poczułam się w tej książce, jak gdyby u siebie w domu, bośmy rozmawiały u mnie w domu. Najczęściej w kuchni i zwykle Irena przychodziła głodna, a ja jej dawałam zupkę
– słyszymy w audycji Polskiego Radia.
Jeśli nie widzisz wideo kliknij TUTAJ
Rozmowa dwóch kobiet o nieprzeciętnej wiedzy, między którymi ewidentnie jest chemia, toczy się w szczególnym momencie. Magdalena Fikus ma 81 lat i jest – po prostu – pogodzona z życiem. Niczego nie żałuje. Niczego nie ukrywa (choć czasem zostawia nieco pod płaszczem tajemnicy). Niczego nie upiększa. Nie buduje sobie „pomnika trwalszego niż ze spiżu”.
(…) już mi nie żal. Jestem pogodzona. Zadowolona. Wiem, że niektóre rzeczy są już dla mnie stracone, już się nie wydarzą. Ale godzę się z tym bez złości. Wiem, że już nigdy nie pójdę na narty. Trudno. (…) Miałam wspaniałe życie. Nie mogę chcieć więcej.
Czytaj także:
Ile talentów mają kobiety? I dlaczego więcej, niż tylko gotowanie i sprzątanie?
Pani inżynier od życia i chemicznie niewytłumaczalne szczęście
Ta opowieść jest podsumowaniem życia, ale daleko jej do nudnych biograficznych wywodów. Nie zaczyna się od dzieciństwa, ale od… szczęścia, które – jak się okazuje – może być wyzwaniem. Dla Magdaleny Fikus szczęście to taternik + góry + narty + wysiłek. Przybierało postać przewodnika, który pozwalał zarzucać jej na ramiona granatową kurtkę, żeby nie marzła. A potem, przy drzwiach autobusu, wręczył jej bukiet róż ze słowami… „Daj mamie”.
W tej książce znajdziecie zaskakujące i bardzo barwne opowieści o okupacji, która miała smak krówek, o szkolnej działalności w ramach ZMP, studiach w Odessie i Moskwie, podczas których pieniędzy starczało jedynie na rybki w zalewie o smaku ścierki.
Są też historie o dylematach młodej matki, która wyjeżdża na stypendium do Stanów i kupuje tam garbusa (który rozlatuje się po 100 kilometrach), o współpracy z OMC noblistami (czyli: o mało co), wyjmowaniu kolagenu ze szczurzych ogonów, żabie wiezionej pociągiem w słoiku, diecie „jedz pół”, gangrenie wujka, która przerodziła się w pracę naukową, czy wreszcie o amerykańskim spotkaniu z milionerem.
A milioner, kiedy tylko się dowiedział, że wśród gości jest osoba z kraju komunistycznego, czyli ja, stracił całe zainteresowanie dla wszystkich innych. Cały czas siedział koło mnie i wypytywał, jak to jest żyć w komunizmie. Na koniec zaprosił mnie na lot samolotem nad San Francisco. Bo on z kolei nie widział nigdy komunistki, za którą mnie uważał.
Czytaj także:
Oto kobieta, która odmieniła pielęgniarstwo. Poznajcie Florence Nightingale
Magdalena Fikus: Życie jest po to, żeby żyć
I w końcu: w opowieści „pani inżynier od życia” nie brakuje rozmów do bólu szczerych, trudnych, intymnych. O cierpieniu, rozstaniu z mężem, niepowodzeniach w pracy naukowej i dylematach, przed którymi stoi współczesna nauka. Niełatwo opowiadać o sobie w taki sposób: bez unikania odpowiedzi i drążenia myślowych korytarzy z dala od zadanego pytania.
Magdalena Fikus przez całe życie zdobywała wiedzę o mechanizmach życia i zdążyła się na nim poznać, w różnych aspektach. Zawodowo – odkrywając tajemnice genów i prywatnie – kochając, i będąc kochaną.
Ta lektura jest dowodem na to, że można wciągnąć w zakamarki ukochanej dziedziny nawet tych, którym do niej zupełnie nie po drodze. Choć w lekturze nie brakuje opowieści o zagadnieniach, które części czytelników wydadzą się czystą abstrakcją (np. o reakcji polimerów na światło ultrafioletowe, czyli dimeryzacji), nie należy się z góry przejmować. Magdalena Fikus dba, żeby mówić o nauce prosto i konkretnie. Ma świadomość, że po jej książkę sięgnie zarówno polonista, jak i student chemii, dlatego stara się dobierać słowa w taki sposób, by dać się zrozumieć każdemu.
„Pani inżynier od życia” niesie bardzo jasny przekaz: życie jest po to, żeby je przeżywać. Takim, jakie jest. Z sukcesami, porywami serca, które zdarzają się niezbyt często, z porażkami. Jesteśmy tu właśnie po to, żeby żyć i potem tego nie żałować. Nawet, jeśli coś nie wyszło.
Czytaj także:
Dziewit-Meller: Dlaczego wygumkowaliśmy kobiety z historii?
* Irena Cieślińska, „Pani inżynier od życia. Rozmowa z Magdaleną Fikus”, wyd. Czarne 2017