Z Marzeną Rogalską rozmawiamy o świętach, przyjaźni, rodzinnym domu i o przerwie… w miłości.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Znana i lubiana dziennikarka telewizyjna. Niedawno ukazała się jej pierwsza książka „Wyprzedaż snów”. To świetnie napisana, ciepła, dająca nadzieję i wiarę w ludzi historia Agaty i jej krakowskich przyjaciół. Przy ośmiorniczkach z grilla („Musisz spróbować!” – namówiła mnie) zaczynamy rozmawiać o książce, a przy okazji o tym, co w życiu Marzeny teraz ważne. Już niedługo ukaże się nowa książka Marzeny, „Gra w kolory”, o dalszych losach Agaty.
Ewa Maciąg: Z tyłu okładki „Wyprzedaży snów” Katarzyna Grochola ogłosiła: To nie dziennikarka telewizyjna Marzena Rogalska napisała książkę. To pisarka Marzena Rogalska pracuje w telewizji. Tak jest?
Marzena Rogalska: Byłam wzruszona, kiedy przeczytałam te słowa i jestem za nie wdzięczna Kasi, niemniej zachowuję ostrożność, bo podobno druga książka i kolejne to prawdziwy sprawdzian. Od czasu programu „Miasto Kobiet” regularnie dostawałam propozycje napisania książki, typu wywiad-rzeka, poradnik. Nie do końca to czułam. Marzyłam o powieści. Kiedy byłam gotowa napisałam próbkę i wysłałam do kilku wydawnictw. Wszystkie były zainteresowane.
Marzenia, które się spełniają
Wydał krakowski Znak. Akcja książki dzieje się w Krakowie…
Tam przyszło natchnienie. Jestem z Krakowem bardzo związana, choć tak naprawdę urodziłam się na Kurpiach. Marzeniem mojego Taty było, żebyśmy zamieszkali albo Krakowie, albo przynajmniej blisko tego miasta. Chciał, byśmy z siostrą tutaj studiowały. Uważał, że na południu będziemy miały lepsze życie. Zresztą, zawsze nam powtarzał, że jesteśmy utalentowane. Co ciekawe i wzruszające – o powodzie naszej przeprowadzki dowiedziałam się niedawno, od mamy. Tato już był poważnie chory i nie mogłam z nim porozmawiać. Podziękować. Kraków to bardzo ważne dla mnie miejsce… Czas dojrzewania, studia, pierwsza poważna praca, pierwsze własne mieszkanie. Jest mi tu błogo i spokojnie. W Warszawie wszystko jest bardziej intensywne. Lubię to miasto, ale czasem uciekam do Krakowa, żeby się wyspać i zebrać myśli. Pierwsze stronice „Wyprzedaży snów” pisały się w moim krakowskim domu, a potem wszędzie gdzie było można. Potwierdziło się powiedzenie mojego Taty. „Masz mało czasu? Znajdź sobie dodatkowe zajęcie”. Ale dobrze się stało, że dałam sobie czas. Musiałam do tej książki dojrzeć, poczuć, że jestem gotowa.
Katarzyna Grochola bardzo chwali w blurbie.
Długo nie przyznawałam się nikomu, że piszę. A kiedy już kończyłam, akurat robiłam z Kasią wywiad z okazji premiery jej książki „Przeznaczeni”. I zabrakło mi odwagi, żeby jej o tym powiedzieć. Dopiero po dwóch miesiącach zadzwoniłam z pytaniem, czy nie przeczytałaby… Poprosiłam: „Zależy mi na Twojej opinii, zależy mi na zdaniu pisarza, więc jeśli przeczytasz, to powiesz mi prawdę”. Inaczej to nie ma sensu. Kasia była wtedy bardzo zajęta, promowała swoją nową książkę i miała mnóstwo innych ważnych spraw na głowie, więc brałam pod uwagę, że może odmówić. Najpierw zadzwoniła, kiedy przeczytała około 70 stron. „Masz swój język, to jesteś ty” – powiedziała. „To jest dobre”. A potem był drugi telefon, po którym chciało mi się płakać ze wzruszenia. Nie liczyłam na tyle.
To jesteś ty… Ile Agata, twoja bohaterka ma z ciebie?
Tak jak ja kocha Nowy Jork, Kraków i Modiglianiego. Obie mamy słabość do starej porcelany i dobrej kawy. Ta kawa w pięknej filiżance to element, o który zawsze pieczołowicie dbałam. Wynajdowałam na starociach różne skarby. Dzięki nim pijąc kawę czułam się jak królowa w moich skromnych wynajmowanych mieszkankach. Agata, podobnie do mnie, ma zdolność zjednywania sobie ludzi, ale jak dzieje się coś złego, to lubi się schować… Ja też tak robię.
Czytaj także:
Katarzyna Grochola: Jesteśmy po to, żeby się nauczyć kochać [wywiad do oglądania i czytania]
Odnaleźć siebie po porażce
Właśnie. Ten moment, kiedy twoja raczej pewna siebie i otwarta bohaterka po porażce ze znalezieniem pracy mówi sobie: „No tak, jestem beznadziejna, do niczego się nie nadaję” wydał mi się zbyt… idealny. To mi początkowo nie pasowało, ani do niej, ani do Ciebie.
A jednak. Każdy ma chwile, kiedy dopada go brak wiary w siebie. I jeszcze trzeba umieć prosić o pomoc, a to wcale nie takie proste. Kiedyś nie potrafiłam tego, bo to raczej ja byłam tą, która pomaga. Teraz już umiem, ale w trudnych momentach najpierw potrzebuję zmierzyć się z problemem sama, muszę się dowiedzieć co mnie boli i dlaczego. I dopiero wtedy wychodzę do ludzi. Ci, co czytali „Wyprzedaż snów” mówią, że Agata ma energię podobną do mojej – tu wzruszy, tu rozśmieszy, otwarta na ludzi spontanicznie zorganizuje imprezkę w 5 minut! W ostatnie moje urodziny, postanowiłam zrobić eksperyment i zaprosić wszystkich bliskich mi ludzi z bardzo różnych światów. Chciałam ich zebrać razem, choć niekoniecznie mogli do siebie pasować. Wysłałam SMS: „Przyjdź jak stoisz, nie myśl o prezencie. Czekam od siedemnastej do północy. Przyjdź między odebraniem dziecka z przedszkola a siłownią, między siłownią a zakupami, między zakupami a powrotem do domu, ale przyjdź. Wpadnij na pięć minut albo na pięć godzin. Jak stoisz. Będzie mi miło jak napijesz się ze mną szampana”. Byłam ciekawa, kto przyjdzie i jak oni się ze sobą dogadają. Przyszli wszyscy, każdy od progu mówił: przyszedłem/przyszłam jak stałam. Było wspaniale!
Teraz mieszkasz w Warszawie, pracujesz w korporacji. Presja, tempo, łatwo o konflikty. Trzeba mieć odporność. Jak sobie radzisz?
Moi przyjaciele z Krakowa ciągle się dziwią i żartują: jak to możliwe, że ty się nie zepsułaś w tej Warszawie? Myślę, że wiele zawdzięczam rodzicom, domowi, w jakim się wychowałam.
Jaki był?
Normalny, zwykły dom, w którym jest szacunek i miłość. I w którym rodzice dbają o swoje dzieci. Było skromnie, ale za to miałyśmy z siostrą dużo wolności. Nie było specjalnych nakazów, zakazów. Pamiętam na przykład, jak tato planował, że będziemy chodzić na roraty. Po czym kończyło się zwykle tak, że szedł sam, a my wszystkie smacznie spałyśmy… I nie było z tego powodu problemu. Poczucie humoru ojca sprawiało, że w domu było wesoło. Poza tym był mocnym, wspierającym mamę i nas, facetem. Zakochanym w swoich córkach. Imponowała mi jego ciekawość świata, znajomość nauk ścisłych, miłość do przyrody. Był genialnym parodystą. Tata prawie codziennie wysyłał mi SMS-y z jakimś dowcipem albo dzwonił, żeby opowiedzieć mi o nowym filmie czy dokumencie, jaki obejrzał. Gdy przyjeżdżałam do domu, czekał na mnie pod blokiem, żeby otworzyć mi drzwi i wziąć ode mnie torbę. Poza tym rodzice nas tak wychowali, że z siostrą wskoczyłybyśmy za sobą w ogień. Mama powtarzała: pamiętajcie, że jak nas zabraknie będziecie miały tylko siebie, więc szanujcie się. I tak w istocie jest. Moja siostra jest dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie. Budzi mój podziw od wielu lat, ponieważ wykonuje swoją pracę z pasją i sercem. A pracę ma niezwykle odpowiedzialną. Jest oddziałową na oddziale opieki paliatywnej. Z całą pewnością nie jest to łatwa praca, ale to, jak działa jej zespół przywraca mi wiarę w dobro i w człowieka.
Święta spędzasz z rodziną?
Zazwyczaj tak, ale nawet jak miewałam pomysły, że na święta gdzieś wyjadę, nigdy nie było problemu. Nikt się nie obrażał, a zazwyczaj kończyło się i tak, że zostawałam jednak w Polsce. Lubię ten rytuał związany z przygotowaniami w domu. To wymyślanie prezentów, wspólne gotowanie, nieustanne wiszenie na telefonie i planowanie. Ale te święta będą inne niż wszystkie – po raz pierwszy zabraknie przy stole mojego Taty… Jest mi niewyobrażalnie smutno i nie wiem, ile czasu trzeba, żeby się z tym smutkiem uporać. I czy to w ogóle jest możliwe, jeśli się kogoś tak bardzo kochało…
W czym jesteś podobna do ojca?
Mama uważa, że wszystkie talenty odziedziczyłam właśnie po Tacie. Mówi to zawsze z taką czułością, że serce mi mięknie. W szkole byłam zaangażowana w teatr, chciałam być aktorką, śpiewałam. Na aktorstwo się nie dostałam, ale długo nie rozpaczałam, bo zakochałam się w dziennikarstwie. Ale teraz jest dosyć zabawnie, bo poza pracą w radiu i telewizji występuję w serialu „Barwy Szczęścia”. Spełniło się moje marzenie z młodości.
Czytaj także:
7 pisarek i podróżniczek XX wieku, które powinniście znać
Talent to nie wszystko
Jak myślisz, czemu to zawdzięczasz, talent nie zawsze wystarcza.
Mam wrażenie, że im bardziej się spinam, tym mniej mi wychodzi. Oczywiście trzeba jeszcze odrobiny szczęścia, dobrych ludzi. Poza tym nabieram coraz więcej dystansu i spokoju. Przekonałam się, że najwięcej traciłam, gdy nie słuchałam siebie. Natomiast nigdy się nie zawiodłam, gdy wbrew wszystkiemu ufałam swojej intuicji. Na przykład, kiedy zrezygnowałam z „Miasta kobiet” wszyscy pukali się w głowę, że przechodzę do mało znanej wówczas telewizji i na dodatek będę prowadzić teleturniej. A ja poczułam, że potrzebuję czegoś nowego. Innego doświadczenia, wyzwania. Dzięki temu, że zaryzykowałam i pokazałam nowe umiejętności, przyszły do mnie propozycje do kolejnych programów. Ufam, że zawsze jest wyjście z każdej sytuacji. Jak pisał ks. Twardowski: „Nie ma na Ziemi sytuacji bez wyjścia. Kiedy Bóg drzwi zamyka… to otwiera okno”.
Czy musiałaś o coś walczyć?
Byłam na castingach do programów, na które miałam wielką ochotę, ale mnie nie wybierano. Nie wiem, czy to walka, to część mojego zawodu. Nauczyłam się to akceptować. Jeśli coś nie jest mi dane, to może w tym momencie mojego życia tak jest dla mnie najlepiej. Nie obrażam się. Idę dalej. Na przykład pierwszego castingu do „Pytania na śniadanie” nie wygrałam i bez buntu pomyślałam – może to nie ten moment…? A po pół roku zadzwoniono do mnie ponownie i zostałam zaangażowana. Porażki mają nas uczyć, a nie wyzwalać jad. Nie ma genialniejszej recepty na życie od piosenki Wojciecha Młynarskiego „Róbmy swoje”. Więc ja po prostu skupiam się na pracy. Nie mam pleców, znajomości…
Teraz masz…
Teraz to ja mam doświadczenie dzięki pracy, którą wykonuję od ponad 20-stu lat. Ale fakt, że tak trudno mi było przyznać się Katarzynie Grocholi, że napisałam książkę, mówi sam za siebie. Gdy mam zadbać o własne interesy pięć razy zastanawiam się, czy zawracać komuś głowę. Bywały trudne okresy, ale wiedziałam, że muszę je przeczekać i po prostu robiłam swoje. Wierzyłam, że obronię się swoją pracą i talentem. Nie walczyłam po trupach i za wszelką cenę.
Co jest dla ciebie najtrudniejsze, najmocniej dotyka?
Brak lojalności.
Jak sobie z tym radzić?
Ufać tylko wybranym, ale nie zamykać się szczelnie przed resztą świata. Pracować z myślą, że gramy do jednej bramki i staramy się, by coś dobrego z tego wynikło. I być w tym wszystkim prawdziwym, żeby nie było dwóch różnych Marzen Rogalskich – tej z telewizji i tej prywatnie.
Bardzo dużo pracujesz.
Mam kredyt (śmiech). Ale nie narzekam póki daję sobie z nim radę. Bardzo lubię moje mieszkanie. I w ogóle jestem spragniona normalnego domowego życia. Gdy wracam wieczorami, zabieram się do gotowania, to mnie odpręża. W Krakowie podobnie, przyjeżdżam i natychmiast idę do kuchni gotować, żeby dom się na mnie nie obraził. Taki rytuał.
Czytaj także:
3 dobre sposoby na zły dzień. To sprawia, że jesteśmy szczęśliwi
Nie chcę, żeby mnie ktoś uzupełniał, tylko, żeby dzielił się ze mną swoją pełnią
Zdradź, który z mężczyzn opisanych w książce jest ci najbliższy.
Lubię wszystkich z ich zaletami i cudownymi dziwactwami, ale chyba najbliższy jest mi Krzysztof. Dałam mu wiele cech jednego z moich przyjaciół. To wspaniały facet. Każda minuta w jego towarzystwie jest bezcenna.
Na takiego mężczyznę czekasz?
To nie jest tak, że czekam. Ale gdybym spotkała tak dobrego mężczyznę, który na dodatek kochałby sztukę, to pewnie bym się zastanowiła. Teraz mam czas dla siebie po długim związku. Podziwiam za odwagę tych, którzy po dwóch latach od rozstania znów biorą ślub… Co to są dwa lata? Dwóch lat potrzebowałam, żeby ochłonąć i odpowiedzieć sobie na mnóstwo pytań. A może wcale nie muszę być w związku? Dbam o siebie teraz jak nigdy. I jest mi dobrze. Jedna z moich przyjaciółek mówi: „Mało jest takich kobiet, które same dla siebie tak gotują”. Gdy słyszę, jak ktoś się tłumaczy, że nie chce mu się gotować, bo nie ma dla kogo, to się wściekam. Przepraszam, a ty nie jesteś ważna?! To prawda, że we dwoje jest fajnie, ale to nie może być wybór na chybił trafił, byle się trafił. Ja nie chcę, żeby mnie ktoś uzupełniał, tylko, żeby dzielił się ze mną swoją pełnią. Niech będzie jakaś dobra wymiana, wzajemne motywowanie do rozwoju.
Kiedy druga książka?
Niebawem. To dopiero było wyzwanie! Bo jedną książkę to każdy potrafi napisać, tak uważam. Zawsze myślałam, że będę aktorką albo piosenkarką. Zostałam dziennikarką i dzięki tej pracy najwięcej się nauczyłam i dalej uczę. Ten zawód dał mi okazję do rozmów, które są bezcenne, to najlepszy uniwersytet. W książce jest wiele wątków inspirowanych historiami gości moich programów. Drugą część wymyśliłam zaraz po premierze “Wyprzedaży snów”. Jest już napisana.
Czyli Katarzyna Grochola trafiła.
Czytaj także:
Mówią Ci „nie”? Podziękuj i do przodu!