Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Człowieczeństwo Chrystusa wciąż rodzi ogrom pytań. Ks. prof. Grzegorz Barth próbuje odpowiedzieć na kilka z nich.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Damian Burdzań: Co wydarzyło się 25 grudnia 1 r. przed Chrystusem?
Ks. prof. Grzegorz Barth*: Trudno powiedzieć, na pewno nie historyczne Boże Narodzenie (śmiech). Chociaż narodziny Chrystusa przyjmujemy za punkt, od którego rozpoczęła się tzw. nasza era, czyli czas po Chrystusie, nie możemy powiedzieć, że to wydarzenie miało miejsce dokładnie 2022 lata temu.
Teologicznie patrząc, nie jest to najistotniejsze. Błąd w rachubie czasu, jaki popełnił Dionizjusz Mały, uczy nas jednej rzeczy. Tego, że odpowiedź na pytanie, kim jest Chrystus i jak wyglądało Jego ziemskie życie, wciąż jest dla nas wielką tajemnicą.
Wcielenie i dzieciństwo Jezusa
Pismo Święte jedynie kilka razy opowiada nam o Jezusie jako dziecku. Rozwijał się jak każde normalne dziecko? Czy był jakimś superdzieckiem?
Temat rozwoju osobowego, samoświadomości i wiedzy Jezusa jest tematem dosyć kontrowersyjnym. Współcześnie dominuje opinia, wedle której nie mamy podstaw, aby odmawiać człowieczeństwu Jezusa praw rozwoju, które dotyczą nas. Jezus wzrastał jak każdy inny człowiek, co było związane z sensem Jego wcielenia.
Od ojców Kościoła aż po czasy współczesne interpretowano wiedzę i świadomość Jezusa w kategoriach pełni, doskonałości i niezmienności. Już zatem w łonie swojej Matki Jezus miał znać zagadki zaawansowanej nauki, dysponować wyczerpującą wiedzą o wszystkim, np. o fizyce kwantowej (śmiech). Dzisiaj patrzymy na to inaczej. Jeśli Jezus chciał być do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu, Jego życie rozwijało się wedle praw, które uwzględniają także zwyczajne ludzkie doświadczenia. W tej dążności odkrywamy rzeczywistą doskonałość człowieczeństwa.
Nie miał On żadnej „wiedzy wlanej”?
Ten wymiar akcentowała teologia klasyczna. Pamiętajmy jednak, że Chrystus połączył w sobie dwie natury: boską i ludzką. Jego poczęcie nie nastąpiło w sposób naturalny, swojego pochodzenia nie zawdzięczał tylko Matce, ale bezpośredniej ingerencji Ducha Świętego.
Pewna „intuicja boskości” od początku była w Nim obecna. Mimo to ewangelista Łukasz zanotował, że „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi”. Oznacza to, że odbywał się w Nim dynamiczny proces poznawczy. Od swoich ziemskich rodziców Jezus uczył się kultury i historii Izraela. Wszak nie urodził się w historycznej próżni. Urodził się w historycznej rodzinie, w historycznym mieście, potrzebował społeczeństwa do funkcjonowania.
Czyli Jezus jako dziecko bawił się z innymi dziećmi?
Kogoś, kto jest miłością, musi wyróżniać niepowtarzalna otwartość na innych, tak więc Jezus musiał być bardzo towarzyską osobą (śmiech). Na pewno nie był odludkiem. Jak wiemy z Pisma Świętego, miał krąg przyjaciół, z którymi przebywał, miał też bliższych i dalszych uczniów. Jak każdy człowiek wchodził w ludzkie relacje, potrzebował ich dla ukształtowania własnej osobowości. Przyjmując je jako swoje własne, mógł je przemienić mocą swego Synostwa Bożego. Jako dziecko na pewno nieraz zdarł sobie kolana podczas biegania po podwórku z innymi dziećmi.
Czy Jezus mógł się zakochać?
Przyjęcie ludzkiej natury wiązało się też z tym, że przyjął jej kruchość. Czy to oznacza, że Jezus mógł się przeziębić?
Wprawdzie Ewangelie nie mówią niczego o tym, by Chrystus chorował. Bez wątpienia był mężczyzną zdrowym, silnym, zdolnym znosić trudy niełatwej pracy ewangelizacyjnej. Nie mam jednak powodów, aby wykluczyć możliwość przeziębienia się. Przyjęcie takiej możliwości niczego nie ujmuje Jego godności, suwerennie przyjął prawdziwą ludzką naturę ze wszystkimi jej fizycznymi właściwościami, a nawet słabościami. Przyjął grzeszne człowieczeństwo, ale niczego z tej grzeszności nie potwierdził wolnym aktem decyzji.
A mógł się zakochać?
Wydaje się, że nie powinno być w tym nic gorszącego. Jezus jako człowiek jest całkiem normalny (śmiech). Zdolność zakochania pochodzi przecież od Boga. Oczywiście, nie można unieważnić pojawiającej się tutaj wątpliwości, czy tego rodzaju uczucie mogło być w przypadku Pana Jezusa tylko czymś spontanicznym i przelotnym, jak dzieje się u wielu z nas, czy raczej powinno pozostawać pod Jego kontrolą, przyjmując określone znaczenie.
W naszym życiu zakochanie może być iskrą rozniecającą cudowną miłość, ale też może prowadzić do dramatu. Pamiętajmy, że w tego rodzaju pytaniach i możliwościach udzielenia sensownej odpowiedzi na nie kryje się obraz naszego postrzegania doskonałości człowieczeństwa Jezusa. Z pewnością był/jest prawdziwym Człowiekiem i Człowiekiem prawdziwym. Pierwszy aspekt wskazuje na pełne człowieczeństwo i jego ludzkie właściwości, drugi – na jego możliwą do zrealizowania w ziemskich warunkach doskonałość.
Z biologicznego punktu widzenia Jezus podczas poczęcia otrzymał część genów od Maryi jako Matki, a drugi zestaw od…?
Nie jesteśmy w stanie określić struktury DNA Pana Jezusa. Zmartwychwstając, nie zostawił nam żadnych próbek (śmiech). Tak samo trudno jest dzisiaj o odtworzenie genotypu Matki Najświętszej. Wcielenie się Boga nastąpiło z Jego bezpośredniej ingerencji, ale mimo to dokonało się przez łono kobiety.
Dla nas najważniejszy nie jest ten fizyczny aspekt poczęcia, ale jego osobowe znaczenie. Duch Święty, Osoba Boska, zaprasza Maryję, osobę ludzką, do współpracy. Dochodzi do poczęcia, ale nie jesteśmy w stanie powiedzieć niczego o jego fizycznej strukturze. To pozostaje w sferze misterium.
Czy poród Maryi był bolesny?
A czy Maryja mogła czuć ból podczas narodzin Jezusa? Według Księgi Rodzaju bóle porodowe są jedną z konsekwencji grzechu pierworodnego, a Maryja, jak głosi dogmat, była od niego wolna.
Gdybyśmy przyjęli klasyczną koncepcję dotyczącą kondycji świata sprzed grzechu pierworodnego – tak zwanego „stanu pierwotnego”, w którym ludzie nie doświadczali cierpienia i śmierci fizycznej – to faktycznie Maryi można by przyznać tego typu „ulgi”. Jeśli uznamy, że grzech pierworodny nie znosi przymiotów natury ludzkiej, ale zmienia jedynie sposób doświadczenia takich fenomenów ludzkiego życia, jak umieranie czy cierpienie, to Maryja odczuwała ból.
Z naszego punktu widzenia nie ma powodu, dla którego Maryja miałaby go nie odczuwać. Skoro nawet Symeon przepowiedział, że miecz przeniknie Jej serce. Byłoby to niespójne, gdyby podczas porodu Maryja nie odczuwała bólu fizycznego, a towarzysząc Synowi na Jego drodze krzyżowej i podczas śmierci przeżywała dramat.
Sama wolność od grzechu Matki Bożej jest dosyć ciekawym zagadnieniem. Życie z kimś idealnym musiało być bardzo problematyczne.
Jeśli popatrzymy na bezgrzeszność Maryi jako bezduszne przestrzeganie norm, praw i zakazów, to rzeczywiście, wizja współżycia z taką osobą staje się mało atrakcyjna. Maryja, będąc wolną od grzechu, jest pełna łaski, a więc wypełniona Bogiem, zwłaszcza Jego miłością. Perspektywa obcowania z taką osobą zmienia się radykalnie.
To przebywanie w towarzystwie kogoś, kto jest przepełniony miłością, która jest wrażliwa, czuła, nie pamięta złego, stanowi wypełnienie prawa z jego wymogami. Z taką osobą chce się po prostu być. Dlatego Kościół stawia Maryję jako wzór osoby zatroskanej i wrażliwej na ludzką niedolę. Jej spojrzenie nigdy się nie gorszy i nie ocenia. Zawsze koncentruje się na tym, aby dostrzec i ocalić dobro w człowieku.
Czytaj także:
Jakim dzieckiem był Jezus? Biblista znalazł historie, o których na pewno nie słyszeliście
Czytaj także:
Boże Narodzenie to „ochrzczone” święto pogańskie?
Czytaj także:
Najważniejsza myśl, jaką powinniśmy w sobie ocalić w Boże Narodzenie [ks. Grzegorz Strzelczyk]
*ks. dr hab. Grzegorz Barth – kapłan diecezji bydgoskiej, teolog dogmatyk, profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, dyrektor Instytutu Teologii Dogmatycznej KUL.