Abp Matulewicz stawał na głowie, by przypominać swoim wiernym i swoim księżom, że w Chrystusie narodowość nie gra już pierwszych skrzypiec, że w Nim ludzie naprawdę mogą się ze sobą dogadać.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Moim zadaniem jest wszystkich ludzi godzić, prowadzić do miłości i zjednoczenia, i to będę czynił, wy zaś, panowie [politycy], postanawiajcie sobie i róbcie, co chcecie z waszą polityką. Jestem przeciwny również temu, że księża mieszają się do polityki (…). Nigdy tak jak teraz nie ukazały mi się marnymi, godnymi pogardy wszystkie narodowościowe spory, zawiści, nienawiści. Wydaje mi się, że przy odrobinie dobrej woli i ustępliwości można było wszystkich pogodzić w Chrystusie.
Miej dobre, jasne oko, które raczej dziesięć cnót dojrzy w bliźnim, niż jedną wadę. Oko zamknięte raczej na dziesięć wad, niż na jedną cnotę
– bł. abp Jerzy Matulewicz.
Błogosławiony arcybiskup Jerzy Matulewicz to męczennik jedności, któremu walka o pogodzenie ze sobą Polaków, Litwinów, Białorusinów (oraz próby przekonania do niebrania się za łby samych naszych rodaków) odebrała zdrowie, a w konsekwencji życie.
Urodził się w 1873 r., z pochodzenia był Litwinem (w tym języku podpisywał się: Jurgis Matulaitis). Wcześnie osierocony, zmarłby pewnie we wczesnej młodości pracując nad miarę w gospodarstwie brata, gdyby jego stryjeczny brat – widząc, że chłopak jest nader ogarnięty – nie zabrał go ze sobą do Kielc, gdzie sam był nauczycielem łaciny i greki.
Czytaj także:
Bł. Natalia Tułasiewicz: W miłości rozkwitam tak, jak królowa nocy
Jurek wstąpił do tamtejszego seminarium, a ponieważ nauka szła mu jak po maśle, trafił do Petersburga, gdzie w specjalnej szkole, pod okiem cara (jesteśmy w czasach zaborów) kształciły się elity polskiego duchowieństwa. Stamtąd wrócił do Kielc, z Kielc wyjechał do Warszawy, a po drodze studiował we Fryburgu.
Wykładał, organizował zalążki duszpasterskiej opieki nad tworzącą się właśnie klasą robotników. W 1909 r. robi niezwykły numer – składa śluby zakonne na ręce ostatniego żyjącego marianina i ratuje w ten sposób zakon marianów od wyginięcia.
W 1918 r. zostaje mianowany biskupem wileńskim i wtedy zaczyna się jazda bez trzymanki. Naraża się wszystkim, hejt wylewają na niego polscy politycy (z Sikorskim i Witosem – za to, że nie jest polskim nacjonalistą, i że podobno hołubi Litwinów i Białorusinów), koledzy księża (którzy wtedy mogli też być politykami: posłami czy senatorami, i wielu z tej szansy korzystało), Białorusini (których zdaniem faworyzuje Polaków i Litwinów), Litwini (których zdaniem zdradził swoją litewskość na rzecz bycia lokajem Polaków i Białorusinów), itd. itp.
Pochodzę z Kresów i wiem, jak specyficzny narodowościowo-wyznaniowy amalgamat wytworzył się tam na tym pograniczu na przestrzeni setek lat. Czasem naprawdę nie da się wypreparować z ludzi laboratoryjnie czystych składowych takiej czy innej tożsamości.
Jedni (jak ja) widzą w tej różnorodności bogactwo i piękno, innym (jak polskim, litewskim i białoruskim nacjonalistom zaraz po odsunięciu się z tamtych ziem Rosji, gdy każdy nagle chciał budować tam swoje własne państwo) marzyła się czysta etnicznie Wielka Polska albo Wielka Litwa. Matulewicz stawał na głowie, by przypominać swoim wiernym i swoim księżom, że w Chrystusie narodowość nie gra już pierwszych skrzypiec, że w Nim ludzie naprawdę mogą się ze sobą dogadać, nie anihilując różnic, ale widząc, że o całe niebo ważniejsze jest to, iż – nadal się różniąc – są też braćmi.
Po odwołaniu z Wilna (po siedmiu latach) abp Matulewicz był jeszcze specjalnym wysłannikiem papieskim w Republice Litewskiej ze stolicą w Kownie. Tam po dwóch latach pracy zmarł. Papież Pius XI – z którym dobrze się znali, i który bardzo księdzu Matulewiczowi ufał – powiedział otwarcie: to był święty człowiek. Posypały się honory, laudacje, pamiątkowe tablice i rzewne wspomnienia.
Ja lubię arcybiskupa Matulewicza, bo przypomina mi o czterech rzeczach:
- Kościół, który zaczyna iść pod rękę z polityką, zawsze w tym samym momencie zaczyna umierać.
- W różnorodności naprawdę nie ma nic złego. Różnorodność bez jedności może jednak łatwo przejść w chaos i wojnę. Z kolei wołanie o jedność bez różnorodności kończy się wprowadzaniem totalitaryzmu jednolitości.
- Gdy masz problem z jakąś częścią Kościoła, w której jesteś – pamiętaj, że jesteś też częścią dużo większej całości (Matulewicz był obsesyjnie wręcz oddany papieżowi, czuł się częścią Kościoła Powszechnego, a nie tylko polskiego czy litewskiego).
- Jakkolwiek nie byłoby to trudne: nie martw się tym, co powiedzą o Tobie ludzie; martw się tym, co powie o Tobie Bóg. Ksiądz Matulewicz (idąc za świętym Pawłem) zapisał w dzienniku: „Jeżeli ludzie źle oceniali lub oceniają moje intencje, nie mam do nich pretensji, bo nie od nich spodziewam się nagrody, ale od Boga, dla którego chwały starałem się żyć i pracować”.
Czytaj także:
Służebnica Boża Dorothy Day: sypały się na nią gromy, a ona trwała przy swoim. I przy Nim [Wszyscy Świetni]
Jest to tekst Szymona Hołowni z autorskiego cyklu realizowanego dla Aletei, zatytułowanego: Wszyscy Świetni – Wszyscy Święci. Codziennie (zapraszamy na profil FB). Więcej nieoczywistych historii świętych znajdziesz w książce „Święci pierwszego kontaktu”.