W potocznym rozumieniu tam, gdzie za wykonywanym zawodem idą dobre pieniądze, zawsze można mniemać, że praca ma cel głównie merkantylny, więc im bardziej np. prawnik lub dentysta się stara, tym chętniej opiszemy jego działania jako marketing i pragnienie zatrzymania klienta.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Praca z powołania?
Gdyby nie Zbigniew Religa, który włożył całe swoje serce i umysł w pionierską ścieżkę przeszczepów, kardiochirurgia nie posunęłaby się o lata świetlne do przodu. Gdyby nie Stanisława Leszczyńska w Auschwitz, mamy rodzące dzieci w kompletnie odczłowieczonym świecie nie miałyby szansy na ludzkie przyjęcie swoich dzieci i ofiarowanie im miłości w pierwszych – i często zarazem ostatnich – chwilach ich życia. Patrzymy na takich ludzi z podziwem, pochylamy się przed ich odwagą, poświęceniem i czymś jeszcze – przekonaniem, że warto, mimo lęku, czy się uda. W takich ludziach-ikonach słowo „zawód” zmienia kompletnie znaczenie. To już nie praca zarobkowa, ale, jak mówimy potocznie, „powołanie”. Czy praca rzeczywiście nim jest?
W popularnym rozumieniu zawód wykonywany z powołania, zwłaszcza w służbie publicznej, pokazuje człowieczeństwo najwyższej próby: skupione na drugim człowieku, oddane, gotowe do ofiar. Lekarz z powołania potrafi elastycznie potraktować ślepą biurokrację i użyć procedur najlepiej jak się da, by ratować życie i zdrowie. W pacjentach widzi ludzi, nie liczby i dane.
Nauczyciel z powołania wierzy, że celem jego działań jest nie tylko wkład w rozwój intelektualny swoich uczniów; inspiruje do lepszego życia, poszukiwania pasji i dobra. Nie powiemy tak o osobie, która jest przekonana, że jej przedmiot jest najważniejszy w szkole, w związku z czym na jej lekcjach króluje terror, a testy sprawdzają wiedzę encyklopedyczną, opanowaną do perfekcji.
Czytaj także:
Praca to nie wszystko. Dopiero kiedy to zrozumiałam, zaczęłam żyć
Praca z powołania a pieniądze
Najczęściej też w mówieniu o wykonywaniu jakiegoś zawodu z powołania kryje się odniesienie do niesprzyjającego kontekstu ekonomicznego. Rzadko powiemy „prawnik z powołania” czy „dentysta z powołania”, nawet jeśli ten pierwszy uwielbia paragrafy, a drugi kocha leczyć zęby. W potocznym rozumieniu tam, gdzie za wykonywanym zawodem idą dobre pieniądze, zawsze można mniemać, że praca ma cel głównie merkantylny, więc im bardziej prawnik lub dentysta (to tylko przykłady) się stara, tym chętniej opiszemy jego działania jako marketing i pragnienie zatrzymania klienta. Czy to oznacza, że praca z powołania wiąże się tak naprawdę z pensją poniżej jej wartości?
W Księdze Rodzaju człowiek, gdy tylko zaczął istnieć, w naturalny sposób został powołany do pracy. Pan Bóg nic nie wspominał o tym, że odtąd jego dzieci będą leżeć pod gruszą i pachnieć, ale zachęcił: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Po wygnaniu z raju wszystko się skomplikowało i praca stała się nierozerwalnie związana z trudem. Jakby jednak nie było, jest częścią powołania człowieka.
W tym z kolei, co rozeznajemy jako „osobiste powołanie” każdego z nas, na pierwszy plan wysuwa się droga życia i znaczenie w nim relacji – czy to będzie wyłączna relacja z Bogiem, jako najbliższą osobą i wówczas mamy rozmaite formy życia poświęconego (formalnie lub nie) właśnie Jemu, czy w małżeństwie i rodzinie.
Czytaj także:
Czy trzeba godzić biznes z rodziną? Tak, ale inaczej niż myślisz
Jaka jest moja tożsamość
Osobiście od słowa powołanie wolę słowo „tożsamość”, które jakiś czas temu rozpoczęło w moim życiu całkowity remanent. To odpowiedź na pytanie: kim jestem? Najpierw jestem człowiekiem, dzieckiem Bożym, żoną, mamą. Potem pracownikiem. Nawet jeśli uwielbiam pisać, nie zrealizuję siebie zapełniając świat słowami (obojętnie, czy odpłatnie, czy też w czynie społecznym), gdy nasze dzieci na próżno czekają na obiad czy kolację lub na słowo „kocham Cię”. Jeśli moja praca z powołania spowoduje czarną dziurę nieobecności w domu i najważniejszych relacjach, to niestety może się okazać chybioną inwestycją.
Żeby połączyć te dwie perspektywy – życiowego powołania i „zawodu z powołania”, wystarczy włączyć do przemyśleń coś zupełnie uniwersalnego: miłość. Powołaniem człowieka jest miłość, w niej osiąga szczyty samorealizacji. Miłość pozwala wybrać priorytety i wpleść do swojej pracy takie traktowanie drugiego człowieka, by czuł się kimś ważnym.
Dlatego zachwycają nas ludzie, którzy właśnie okazują miłość, wykonując swoją pracę. Choć nie oznacza to przecież, że za pracę wykonywaną „z powołania” nie należy się godne wynagrodzenie. Lekarz, nauczyciel, pielęgniarka czy ktokolwiek inny jest z całą pewnością także człowiekiem, może czyimś mężem/żoną, mamą/tatą; płaci rachunki, kupuje w sklepie jedzenie i wydaje pieniądze na dokształcanie się. Zaś zatrzymywanie wynagrodzenia za pracę znajduje się w katechizmie na liście grzechów wołających o pomstę do nieba.
Praca jako powołanie – tak, ale przeżywane w kluczu miłości, w perspektywie całego życia i obecnych w nich osób, a także dowartościowana przez godziwą zapłatę.
Czytaj także:
Praca dla katolika. Błogosławieństwo czy przekleństwo?