„Zaopiekujcie się naszą córką, dajcie jej na imię Matylda” – taki list położyli rodzice obok dziewczynki, którą zostawili w Oknie Życia. Przez 9 lat istnienia okna siostry znalazły w nim 15 dzieci.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Siostra Barbara Król, przełożona warszawskiej prowincji Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, które prowadzi Okno Życia w Warszawie przy ul. Hożej, opowiada, jak pewnego grudniowego wieczoru zobaczyła scenę jak z Betlejem. Mówi też, czym kierują się rodzice – zwykle zdesperowane matki – które zostawiają w oknie swoje dzieci.
Joanna Operacz: Kiedy ktoś otwiera Okno Życia, włącza się alarm. Jak często Siostry słyszą ten sygnał?
S. Barbara Król: Dość często. Ale w większości przypadków okazuje się, że to fałszywy alarm. Ktoś przechodzi ulicą, zobaczy Okno Życia i chce sprawdzić, jak ono działa. Nie wie, że każde otwarcie uruchamia sygnał i że wtedy zawsze przybiegają siostry. Dyżurujemy na zmianę – po dwie na dobę. Przez dziewięć lat przyniesiono nam 15 dzieci: siedmiu chłopców i osiem dziewczynek.
Czytaj także:
Pro-life po polsku. Od małych stópek po okna życia
Co Siostra czuła, kiedy pierwszy raz zobaczyła dziecko w oknie?
Teraz trochę do tego przywykłyśmy, ale na początku wszystkie byłyśmy ogromnie poruszone. Dziś już nie zajmuję się oknem, ale kiedy zostawiono w nim pierwsze dziecko, akurat byłam na dyżurze z inną siostrą. Otworzyłyśmy okno, wyjęłyśmy maluszka. Miał za duże ubranie i podkulone nóżki, więc przeraziłyśmy się, że urodził się bez nóg. Ale okazało się, że wszystko jest w porządku. Zdrowe, śliczne maleństwo. Spało sobie spokojnie. Byłyśmy bardzo wzruszone.
Pewnego roku usłyszałyśmy sygnał z Okna Życia w Wigilię, kiedy szykowałyśmy się do wieczerzy. Dziecko w takim momencie! Ale okazało się, że ktoś włożył tam ubranka po swoich dzieciach, bo nie wiedział, że trzeba je zostawić na furcie.
Innym razem, też koło Bożego Narodzenia, kiedy wezwałyśmy karetkę po dziecko zostawione w oknie, widziałam taką scenę: lekarz i pielęgniarka pochylili się na chwilę nad maleństwem; lekarz miał długą brodę. Pomyślałam sobie: Święta Rodzina! Tak musiała wyglądać noc w Betlejem, a dzisiaj stało się coś podobnego – ktoś nam oddał dzieciątko pod opiekę!
Co się dzieje z zostawionym dzieckiem?
U nas jest ono bardzo krótko. Od razu wzywamy pogotowie i policję. Maluch jedzie do szpitala na badania, a potem opiekę nad nim przejmuje ośrodek preadopcyjny.
Dlaczego Siostry założyły Okno Życia?
Naszym powołaniem jest służba rodzinie i dzieciom. Decyzję o założeniu Okna Życia podjęła w 2008 r. nasza kapituła generalna, która ustala wytyczne dla zgromadzenia. W Kościele w Polsce trwał wtedy rok duszpasterski „Otoczmy troską życie”. Chciałyśmy też w ten sposób podziękować Bogu za beatyfikację naszego założyciela bp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego.
Okno zostało otwarte 8 grudnia 2008 r., a już po dwóch tygodniach znalazłyśmy w nim pierwsze dziecko. Byłyśmy zdziwione, że to się stało tak szybko. Po miesiącu było kolejne, po dwóch – jeszcze jedno. Ostatnie dziecko przyniesiono do nas dwa lata temu.
Dlaczego ktoś czasem decyduje się zostawić Wam swoje dziecko?
Najczęściej możemy się tylko domyślać. Dowiadujemy się czegoś tylko wtedy, kiedy ktoś zostawi list albo zadzwoni. Wiemy, że przynajmniej w niektórych sytuacjach ta decyzja była w jakiś sposób tragiczna. Przy ostatniej zostawionej u nas dziewczynce był list od rodziców. Napisali, że są młodzi, nie skończyli jeszcze szkoły. Prosili, żebyśmy się zaopiekowały ich córką, dały jej na imię Matylda i postarały się, żeby nie czekała długo na adopcję.
Czytaj także:
„Dziewięć rozmów o aborcji”, które trzeba przeczytać
Kiedyś przyszła do nas para. Kobieta powiedziała, że kilka lat wcześniej zostawiła dziecko w Oknie Życia, a teraz razem z tym mężczyzną spodziewa się następnego. Chciała się dowiedzieć, co się stało z zostawionym dzieckiem.
I co wtedy?
My tego nie wiemy. Radzimy, żeby poszli na policję.
Czy zdarza się, że ktoś przychodzi i mówi, że zostawił dziecko w Oknie Życia, ale się rozmyślił?
Pewnego razu, godzinę po tym, jak znalazłyśmy dziecko w oknie, przyszła do nas para i powiedziała, że to ich dziecko i że chcą je zabrać. Maluszka już u nas nie było. Odesłaliśmy tych państwa na policję.
Następnego dnia pojechałam do szpitala, żeby odwiedzić dziecko i dowiedziałam się, że mama miała jeszcze przed ciążą problemy psychiczne. Poród i wizja wychowywania dziecka tak ją przytłoczyły, że w desperacji przyniosła dziecko do nas, kiedy mąż był w pracy. Kobieta dostała ponoć pomoc psychologiczną i odzyskali dziecko. Gdyby nie Okno Życia, prawdopodobnie zostawiłaby je gdzieś na śmietniku.
Przychodzą też rodziny, które adoptowały dzieci z naszego Okna Życia. Dziękują, przynoszą kwiaty.
W informacjach w mediach o znalezieniu dzieci w Oknach Życia powtarza się fraza, że dziecko „było czyste i zadbane”. Czy tak jest faktycznie?
Naprawdę są zadbane. Nigdy nie zapomnę dziecka, które miało piękny biały kombinezon z różowymi dodatkami. Czyli matka mogła zapewnić mu ubranie, ale widocznie zabrakło czegoś innego. Nawet jeśli dzieci mają na sobie sprane ubranka, widać, że ktoś się nimi troskliwie zajmował. Jedna mama zawinęła dziecko w kocyk i położyła obok różaniec. Inna zostawiła dziecko z całą wyprawką. Tylko jeden maluch był zawinięty w samą pieluszkę.
Dzieci z Okna Życia to noworodki?
Były dwa wyjątki. Jedno miało – jak ocenili lekarze w szpitalu – trzy miesiące. Inne już siedziało, czyli miało siedem albo osiem miesięcy. Jednak większość urodziła się dwa-trzy dni wcześniej. Czyli prawdopodobnie trafiły do nas tuż po wyjściu ze szpitala. Jeden maluch – ten zawinięty w pieluszkę – miał jeden dzień. Prawdopodobnie urodził się w domu.
Czy były dzieci niepełnosprawne?
Po tych, które do tej pory do nas trafiły, nie widać było problemów ze zdrowiem. Co najwyżej niektóre miały lekką dystrofię, czyli były trochę mniejsze.
Przy obecne technice pewnie łatwo byłoby ustalić, kim jest matka?
Czasem dziecko ma jakieś dokumenty, na przykład książeczkę szczepień albo książeczkę zdrowia. Można by wtedy trafić do matki, np. po PESEL-u. Ale policja jej nie szuka. My też bardzo dbamy o anonimowość Okna Życia.
Czytaj także:
Czy faktycznie jesteśmy pro-life? Czasem mam wątpliwości
Nie zamontowałyśmy monitoringu, nie robimy własnego śledztwa. Chodzi o to, żeby matka, która z jakichś względów nie może wychowywać dziecka, nie zostawiała go na ulicy, tylko przyniosła do nas.
Kilka lat temu eksperci z Komitetu Praw Dziecka przy ONZ domagali się zamknięcia Okien Życia z powodu tego, że dzieci, które są w nich zostawiane, nie mogą poznać swojej rodziny i korzeni.
Najważniejsze jest ratowanie życia. Gdyby zamknąć nasze Okno Życia, to gdzie by teraz było piętnaścioro „naszych” dzieci?