Skoro mąż widział mnie przy porodzie i po nim — taką zmasakrowaną, potrzebującą pomocy we wstaniu z łóżka, prysznicu i toalecie — i nadal jesteśmy razem, to jesteśmy w stanie przetrwać wszystko.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ciało kobiety po porodzie, nieważne czy naturalnym, czy przez cesarskie cięcie, bywa czasem jak pole bitwy po rozegraniu się na nim wojny stulecia, przejechaniu czołgów i przemarszu armii. Niektóre z nas czują się zmasakrowane (o czym chyba nie trzeba nikogo przekonywać, zwłaszcza kobiet, które mają „to” już za sobą).
Oczywiście, że nie chcę nikogo straszyć, oczywiście, że to pewne uogólnienie, bo niektóre panie przechodzą przez poród dość lekko, szybko wracając do formy i odzyskując pełną sprawność i samodzielność. Ale często tak różowo nie jest.
Czytaj także:
10 zdjęć kobiet, które właśnie urodziły. Tak wygląda prawdziwa radość z bycia mamą
Kobieta po porodzie bezbronna jak dziecko
Tych kilka pierwszych godzin, dni po porodzie to czas, kiedy kobieta staje się niemal tak bezbronna i zależna od innych, jak dziecko, które dopiero co sprowadziła na świat. Potrzebuje pomocy w tak prozaicznych czynnościach, jak wstanie z łóżka i pójście do toalety, nie wspominając już o zmianie bielizny czy wzięciu prysznica. To czas, w którym nieocenione jest wsparcie nie tylko personelu medycznego, ale także najbliższych, przede wszystkim męża.
„Co?! Mąż ma mnie myć, zmieniać podpaski? Wolne żarty!” – pomyślisz pewnie w pierwszym odruchu. Też tak myślałam. Dopóki nie trafiłam do szpitala i to jeszcze na długo przed porodem.
Bez wdawania się w zbędne szczegóły, w połowie ciąży wylądowałam w szpitalu, a po serii specjalistycznych badań zostałam dosłownie unieruchomiona. Nie mogłam usiąść na łóżku, samodzielnie zjeść, nie wspominając już o wszystkich innych sprawach, w których wymagałam pomocy. Proza życia. Od higienicznej klęski i śmierci głodowej wybawił mnie mąż. Bo kto inny miał to zrobić, jeśli pielęgniarki nie paliły się z pomocą?
Czytaj także:
Pana dziecko to cud! Proszę zrobić zdjęcie!
Kobieca solidarność na porodówce
Tak, wiem, bezduszne pielęgniarki to też nie zawsze reguła. Zdarzają się kobiety o złotym sercu, które bez słów rozumieją potrzeby ciężarnej pacjentki (albo położnicy). Na takie trafiła Jill Krause, autorka parentingowego bloga Babie Rabies.com. Na swojej stronie na Facebooku opisała sytuację, która spotkała ją w szpitalu po urodzeniu kolejnego dziecka.
Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy pielęgniarek, które poszły ze mną do łazienki tuż po urodzeniu kolejnego dziecka. Ten moment, kiedy byłam skrajnie zmęczona, przestraszona, niepewna. Mój brzuch zrobił się galaretowaty, a po wstydliwości nie zostało nic. Ale one traktowały mnie z niezwykłą godnością i życzliwością – napisała blogerka.
Wsparcie, które otrzymała ze strony pielęgniarek, porównała do opieki, jaką otaczane były dawniej położnice, o które troszczyły się wszystkie kobiety z wioski. Nawet jeśli była to tylko chwila, moment, kiedy pielęgniarka poszła z nią do toalety, pokazała, jak przytwierdzić do bielizny chłodzący kompres i pomogła jej to zrobić.
Tą niezwykle intymną, a jednocześnie piękną, bo pokazującą kobiecą solidarność i zrozumienie chwilę, uchwycił na fotografii przyjaciel Jill. Dzięki zdjęciu blogerka przypomina sobie tamten moment, czuje nawet zapach odkażających środków, pamięta wdzięczność, jaką czuła do pielęgniarek i apeluje do rodzących kobiet, by pozwalały sobie w takich chwilach pomóc.
Czytaj także:
Bodyguard na porodówce. Co mi dało bycie wraz z żoną przy porodach?
Mąż – osobisty pielęgniarz po porodzie
Rodziłam mojego synka już w innym szpitalu. W takim, w którym pielęgniarka spędziła przy moim łóżku pierwszą noc po porodzie (następną na składanym fotelu przetrwał mąż). Dała mi jeść, podawała dziecko do karmienia, odkładała. Pomogła pójść do toalety, umyła. Owszem, to krępujące, ale mnie nauczyło wdzięczności i wielkiego szacunku dla pielęgniarek. Ale także nauczyło mnie przyjmowania pomocy.
Również od mojego męża, który szybko musiał ją zastąpić i w pierwszych dniach po porodzie stał się moim osobistym pielęgniarzem. To kontrowersyjna sprawa. Na tyle, że niektórzy przekonują nawet, że mężczyzna nie może towarzyszyć kobiecie podczas porodu, bo — nie daj Boże — jeszcze za dużo zobaczy, coś mu się „przestawi” w głowie, a wtedy życie seksualne pary legnie w gruzach. Oczywiście, nie twierdzę, że dla odmiany facet powinien z lekarską precyzją śledzić postępy w porodzie, bo przecież nie to jest jego rolą i raczej nie tego oczekuje od niego kobieta.
Dziś jednak myślę, że obecność mojego męża, jego wsparcie i pomoc przy tych wszystkich medycznych okołoporodowych okolicznościach zbliżyła nas do siebie. I mówiąc może nieco z przymrużeniem oka, ale jednak – umocniła, bo skoro widział mnie taką zmasakrowaną, to naprawdę nic już nie jest nam straszne.
Czytaj także:
Nie zemdlałem i bardzo sobie to chwalę. Jak przeżyć poród rodzinny