Tak. Muszę przyznać, że bardzo długo dochodziłam do tego, że osobą, której jako pierwszej potrzebuję okazywać miłosierdzie i zrozumienie jestem… ja sama.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Naprawdę ją lubię. Odkrywam w niej mnóstwo ciekawostek, niejednoznacznych skrzyżowań i darów. Prawdę mówiąc, całe życie ją poznaję. Bywa jednak, że wyprowadza mnie z równowagi.
Daje ciała, sprawiając tym samym, że boję się jej na powrót zaufać. Zaczynam wówczas stawiać wobec niej przeróżne wymagania. Muszę ją sprawdzić. W jakimś sensie, ukarać. Nie darować. Takie miewam ciągoty.
Gdy już się złapię na tym – skądinąd – beznadziejnym podejściu, gdy dopadnie mnie kuriozum powyższego postępowania, staram się wyjść jej naprzeciw. Przepraszam, tłumacząc, że słabość to słabość, że wszędzie jest jej pełno. Lody topnieją. Powoli jednamy się z sobą, aż w końcu, o dziwo, stajemy się sobie o wiele bliższe niż wcześniej.
Tak. Muszę przyznać, że bardzo długo dochodziłam do tego, że osobą, której jako pierwszej potrzebuję okazywać miłosierdzie i zrozumienie jestem… ja sama.
Niedziela z poślizgiem
Weźmy taką niedzielę, żeby nie szukać daleko – wczorajszą. Budzę się w ten święty dzień, dzień odpoczynku z ludźmi i z Bogiem, ale już od progu ścigam się z czasem.
Wysyłam męża i syna na spacer, aby podgonić zawodowe sprawy. Miałam je załatwić w sobotę, ale spotkał mnie kryzys laktacyjny (coś gorszego niż kryzys ekonomiczny czy nawet duchowy!) i musiałam odłożyć wszystko na później. Tak dla ścisłości – później okazało się wyjątkowo późnym czasem.
Presja zeżarła całą moją kreatywność, więc z wyrazem kapitulacji na twarzy rzuciłam pracę twórczą i ruszyłam do kuchni szykować spóźniony obiad. Już u progu uświadomiłam sobie, że nie mam drugiej kostki twarogu potrzebnej do zrobienia leniwych pierogów (co za ironia nazewnictwa!), które to obiecałam mężowi kilka dni wcześniej. Minuty lecą, obiadu nie ma. Wyłożyłam na talerz pokrojonego banana i figi, licząc, że zatuszuję gastronomiczne przesunięcie czasowe jakąś zdrową i smaczną przekąską. W tym momencie uświadomiłam sobie, że indyk, którego za późno wyjęłam z zamrażarki nie jest w stanie wystartować razem z pozostałym menu. „Będzie na raty”, próbowałam wskrzesić w sobie ostatki zrozumienia. Z sercem na ramieniu, gnałam przez garnki i talerze, ale wewnątrz czułam coraz większy ucisk. To są właśnie efekty Twojej niesubordynacji czasowej! Kogo chcesz oszukać? Ostatecznie, siadłam na sobie. Oficjalnie, stałam się dla siebie ciężarem.
Czytaj także:
Jak perfekcjonizm zabija nasze szczęście
To nie wszystko
Mąż wraca ze spaceru, a ja w myślach wyrzucam sobie zniszczenie rodzinnej niedzieli. W końcu serwuję obiad i to byłoby coś, czym mogłabym podnieść poziom pewności siebie, niestety, smród spalenizny wydobywający się z piekarnika ostudza moje zapędy. Czegoś nie domyliśmy i to coś się o nas upomniało.
Po obiedzie tracę zmysły i daję się porwać pokusie mówienia mądrze o życiu, innymi słowy, wkręcam się w dyskusję na Facebooku. Efekt jest poniekąd taki, że zbyt późno wychodzimy na mszę. Tu jednak następuje śmigła refleksja i idziemy pieszo do innej parafii, gdzie niedzielna Eucharystia rozpoczyna się godzinę później. Nie przewiduję jednak faktu, iż nieduży, acz jednostajny deszcz lejący się prostopadle na nas, jest w stanie wystarczająco zmoczyć słonia, a co dopiero człowieka.
Z pośpiechem wchodzę do przepełnionego ludźmi kościoła. Stopień przemoczenia: jakbym przed chwilą wyszła z basenu. Nie czekając długo, ściągam profilaktycznie kurtkę. I tu będzie finał – ku, nie tylko mojemu zdziwieniu – największe wodne plamy rozpanoszyły się w miejscach, w których posiadanie ich wydawałoby się mocno sugestywne. Jak to powiedziałaby moja koleżanka: Ta sytuacja przepełniła kropkę nad i. I wtedy tak naprawdę, zaczęło się najlepsze.
Czytaj także:
Jak przetrwać wielkie rodzinne spotkanie i nie stracić radości z bycia razem
Samozmiłowanie
Zostałam otrzeźwiona Mądrością Syracha. Wysłuchałam tych słów i dosłownie, wzięłam je… Do siebie. Na krótką chwilę, stałam się swoim bliźnim, a dokładnie tym, do którego ciągle „coś mam”.
Złość i gniew są obrzydliwościami, których trzyma się grzesznik. Tego, kto się mści, spotka pomsta od Pana, On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci. Odpuść przewinę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy.
Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia? Nie ma on miłosierdzia nad człowiekiem do siebie podobnym, jakże błagać będzie o odpuszczenie swoich własnych grzechów? Sam, będąc ciałem, trwa w nienawiści, któż więc zyska dla niego odpuszczenie grzechów? Pamiętaj o rzeczach ostatecznych i przestań nienawidzić – o rozkładzie ciała, o śmierci, i trzymaj się przykazań!
Pamiętaj o przykazaniach i nie miej w nienawiści bliźniego – o przymierzu Najwyższego, i daruj obrazę!
(Syr 27, 30 – 28, 7)
To nie żadna nowość. Rzeczy, które z łatwością przebaczyłabym innym, stawiam na prywatnej wokandzie. Żądam rozprawy. Osądzam się, często w białych rękawiczkach i w najlepszych intencjach.
Gdyby nie chodziło o mnie, nie przeciskałabym wielbłąda przez ucho igielne. Gdyby ktoś nie wyrobiłby się z pracą, wzięłabym jego dziecko na spacer. Gdybym przyszła do kogoś w gości i z jakichś powodów opóźniałby się obiad, poszłabym do kuchni pokroić marchewkę. Gdyby w czyimś mieszkaniu pojawiłby się dym, otworzyłabym okna. Zrobiłabym to wszystko nie dlatego, że jestem aż tak wspaniała, ale dlatego że też jestem człowiekiem. Niepodobna jednak, jak często udaje mi się o tym zapominać, jeśli tym, komu to wszystko się wydarza, jestem ja sama.
Bo tak naprawdę, nic z tego, co zdenerwowało mnie w owej „niedzieli pełnej niefortunnych zdarzeń”, nie rzuciło się cieniem na moich bliskich. A nawet więcej, wszystko było dobre. Jak widać, aby cokolwiek zobaczyć, konieczne jest wyjście poza horyzont własnych spostrzeżeń i spotkanie się z optyką drugiego człowieka.
Jeśli więc mam w coś naprawdę inwestować, najbardziej zależy mi na tym, aby ćwiczyć się w przyjmowaniu siebie. W końcu jestem jedyną osobą, z którą absolutnie muszę wytrzymać!
Czytaj także:
Chcesz być pewnym siebie? Zacznij przyjmować komplementy