Z listów Matki Teresy z Kalkuty wyziera samotność i ogromna tęsknota za Bogiem. Pokazuje, że świętość nie polega na poczuciu niezwykłości i duchowym samozadowoleniu.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Opublikowane po śmierci Matki Teresy prywatne listy do kierownika duchowego nie ujmują Jej świętości. Pisała w nich, że w duszy ma ciemność, a wszystko w niej jest jakby ścięte lodem. Jednocześnie na modlitwę przeznaczała cztery godziny dziennie. Te listy mogą tylko zwiększyć podziw dla kobiety, która przez 50 lat wiernie szła wyznaczoną drogą, choć często nie widziała na niej żadnego światła.
„Moja własna maleńka”
Pochodziła z religijnej rodziny, szybko zdecydowała się poświęcić swoje życie Bogu i wstąpić do zakonu loretanek. Przełożeni wysłali ją do Indii, gdzie wyznaczono ją na dyrektorkę szkoły z internatem dla dziewcząt.
10 września 1946 roku trzydziestosześcioletnia Matka Teresa udawała się na rekolekcje. Jadąc pociągiem usłyszała głos Chrystusa wzywającego ją, aby porzuciła wszystko i poszła do slumsów, by służyć Mu w najuboższych i najsłabszych. Przez kolejny rok toczyła dialog z Jezusem, w którym On nazywał ją „moją własną maleńką”, a ona odpowiadała „Mój własny Jezu”.
Nigdy później nie mówiła publicznie o przeżytym mistycznym doświadczeniu, ale datę 10 września 1946 uważała za prawdziwy początek Misjonarek Miłości. Mimo licznych trudności, także ze strony władz kościelnych, zmieniła habit loretanki na charakterystyczne, najtańsze indyjskie sari i rozpoczęła służbę najbiedniejszym z biednych. Odpowiedziała na wezwanie Chrystusa i prosiła Go, żeby wykorzystał ją jako swoje narzędzie. Jej prośba została spełniona, zaczęły przyłączać się do niej inne kobiety, pojawiały się niezbędne fundusze. Wtedy przestała czuć obecność Boga, a w jej życiu zapadła duchowa ciemność.
Czytaj także:
Matka Teresa – Święta od ciemności
Duchowa ciemność
„Miejsce Boga w mojej duszy jest puste. Boga we mnie nie ma. Kiedy ból wywołany tęsknotą jest tak ogromny, po prostu tęsknię i tęsknię za Bogiem – oto, co wtedy czuję – On mnie nie chce – nie ma Go tam. (…) Nie potrafię wyjaśnić tej tortury i bólu”
– czytamy w jednym z listów zebranych w książce „Pójdź, bądź moim światłem”.
Matka Teresa nie chce, aby ktokolwiek, poza spowiednikiem i biskupem znał szczegóły jej życia duchowego. Boi się, że w ten sposób podsyciłaby zainteresowanie swoją osobą i odciągnęłaby ludzi od skupienia się na Bogu. Czuje się przeraźliwie samotna, nie umie wyrazić swoich przeżyć słowami. Od kierownika duchowego otrzymuje pociechę, ale nie zrozumienie.
Pewną pomocą jest dla niej lektura dzieł św. Jana od Krzyża, szczególnie tych o „nocy ciemnej”. Wewnętrzne cierpienie Matki Teresy nie zmniejsza się po ich przeczytaniu, ale pojawia się większy spokój i akceptacja. „Serdeczne «Tak» dla Boga i wielki «Uśmiech» dla wszystkich” – postanawia podczas rekolekcji.
„Zaczęłam kochać tę ciemność – ponieważ teraz wierzę, że jest to część, jakaś bardzo mała część, ciemności i bólu Jezusa na ziemi”
– pisze w kolejnym liście.
Czytaj także:
„Kalkuta jest wszędzie”. Aleteia rozmawia z postulatorem procesu kanonizacyjnego Matki Teresy
Światło dla innych
Cały czas ma w głowie słowo „Pragnę” wypowiedziane przez Jezusa na krzyżu. Słyszy to „pragnę” w każdym cierpiącym człowieku, nad którym się pochyla. Wciąż dokłada sobie więcej pracy. Choć nieustannie otacza ją nędza i nieszczęście, nigdy się do nich nie przyzwyczaja i nie obojętnieje. Namawia inne siostry, żeby – zamiast marzyć o dokonywaniu wielkich rzeczy – skupiły się na czynieniu małych, ale z wielką miłością.
Gdy jedzie do Australii odwiedzić posługujące tam siostry, odwiedza rezerwat dla Aborygenów. Mieszkają w małych budach skleconych z blachy i starych kartonów. Wchodzi do jednego z pomieszczeń i widzi leżącego mężczyznę. Prosi, żeby pozwolił jej pościelić swoje łóżko, wyprać ubranie i posprzątać pokój. Mężczyzna jest zrezygnowany i twierdzi, że nie potrzebuje pomocy, ale ostatecznie się zgadza.
Podczas sprzątania Matka Teresa zauważa lampę i pyta, czy czasami ktoś ją zapala. Słyszy, że lampa nigdy się nie świeci, bo nie ma dla kogo, mężczyzny nikt nie odwiedza. Po wizycie Matki Teresy do domu zaczynają codziennie, chociaż na kilka minut, przychodzić siostry. Lampa ma dla kogo się świecić. Po dwóch latach mężczyzna przesyła do klasztoru wiadomość: „Powiedz Matce, mojej przyjaciółce, że światło, które zapaliła w moim życiu, wciąż płonie”.
Czytaj także:
Schody, na których siadało Miłosierdzie. To tam zaczynała Matka Teresa [FOTO]
Czego uczy nas Święta od ciemności?
„Jeśli kiedykolwiek będę Świętą – na pewno będę świętą «od ciemności». Będę stale nieobecna w Niebie – aby zapalać światło tym, którzy pogrążeni są w ciemności na ziemi”
– pisała Matka Teresa w jednym ze swoich najsłynniejszych listów.
W potocznym rozumieniu święci to promieniujące światłem, rozmodlone, patrzące w górę ze złożonymi rękami istoty, które są już jedną nogą (lub anielskim skrzydłem) w Niebie. Odległe od zwykłych śmiertelników, którzy w czasie modlitwy często nie czują Bożej obecności. Odległe od tych, którzy zamiast mistycznych uniesień, mają w głowie strach o to, jaki będzie kolejny dzień. Odległe od nas, którzy wierzymy, ale zmagamy się z wątpliwościami.
Matka Teresa uczy nas, że świętości nie mierzy się wzniosłością uczuć, wielkością cudów i ilością radośnie wypowiedzianych „Chwała Panu”. Chrystus na krzyżu, kiedy dokonywało się zbawienie ludzkości wołał do Ojca „Czemuś mnie opuścił”. W czasie, kiedy Matka Teresa czuła się opuszczona przez Ojca, tysiące ludzi ocaliła jej praca. Ci ludzie nie czuli się opuszczeni.
Może teraz – dzięki swoim listom – zapala światło tym, którzy czują się opuszczeni w swoich doświadczeniach?
*Korzystałam z książki Matki Teresy „Pójdź, moim światłem. Prywatne pisma Świętej z Kalkuty”, Znak 2015