Ta podróż w rollercoasterze emocji trwa, póki głowa nie wróci z urlopu.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Może kolej z Werony za drogo, może nie ma na klimat nasz palta, może jeszcze dokańcza Tybalta…” Jeremi Przybora w tak wdzięczną poezję ubrał domysły „niewieścich pokoleń”. I moje domysły mogą się wyśpiewać tą żartobliwo–melancholijną piosenką w ulubionym, Kaliny Jędrusik, wykonaniu.
Postrzelona strzałą Amora
Jakkolwiek kiczowato to brzmi, dobrze oddaje obraz sytuacji. Ofiary Robin Hooda – jak widzieliśmy pewnie nie raz na ekranach – słabną, tracą kontakt z rzeczywistością, no i oczywiście cierpią. A jednak w tym postrzeleniu jeszcze je gna siła lecącej strzały.
Czytaj także:
Samotność nie jest przekleństwem! Przeszłam tę drogę
Nie wiadomo właściwie do czego, bo wzrok nie rejestruje przecież żadnego celu, ale jednak gna. No i Amor. Tak – ten przesłodki romantyczny dzieciaczek ze skrzydełkami. Głowa przy Amorze wysiada. Z samolotu lub pociągu, z biletem na wakacje do jakiegoś ciepłego kraju. Może swoje rozumne wnioski zabrać ze sobą w walizce. Nawet w bagażu podręcznym.
Czas leczy rany
Tylko czy nie mógłby się trochę pospieszyć? Ok, trochę go rozumiem. Czasem nie ułatwiam mu roboty wspominając te rozmowy, ten uśmiech, czy ten kwiat. Ale zwodzi mnie, no zwodzi ten ze skrzydełkami. Ma wtedy takie rozmarzone oczka i rozpływa się jak lody waniliowe w gorącej kawie. Z cukrem oczywiście, bo przecież musi być słodko… No i zajmuje to chwilę, a potem ta strzała, co uwiera, daje znać o sobie i wtedy jest ryk&wycie do księżyca. Ta podróż w rollercoasterze emocji trwa, póki głowa nie wróci z urlopu.
Komu w drogę…
Temu sandały. Wiem, suchar nawet nie powszedni, ale niech będą te sandały. Głowa już na swoim miejscu, chcemy Amora odesłać do domu. Mówi, że nie da rady odlecieć, a boso nie pójdzie. Dajemu mu więc sandały, by uciąć wymówki, że w klapkach się przewróci, a w trampkach spoci. (Ach, ta głowa przenikliwa…) Amor wychodzi. I za chwilę wraca. Jak ma nie wracać, gdy zostawiam mu otwarte drzwi. No zostawiam, bo bez niego nagle tak jakoś pusto, ani słodycz, ani ból i co począć ze sobą…
Wypisz, wymaluj
Dalej powinno być coś o podobieństwie, że ktoś jest wypisz wymaluj jak ktoś, ale pożyczam ten zwrot do innych cnych celów. No więc, są tacy, co twierdzą, że sztuka najowocniej rodzi się z cierpienia. A już zwłaszcza z miłości niespełnionej. I tu śmiem się nie zgodzić (główka pracuje). Sztuka nie rodzi SIĘ sama. Ją RODZI KTOŚ.
Czytaj także:
Nie bój się samotności! To naturalny stan
I gdy tak patrzę, otrzeźwiała z miłosnego zauroczenio-zamroczenia, na te dni przepełnione bytnością Amora to widzę, że choć wody odeszły, (oj, odchodziły – łzami, jak bystre potoki) ja nie powołałam do życia zbyt wiele twórczości. Ni wymalowałam, że tak się wyrażę, ni wypisałam. Ani ułamka w stylu „co dzień gorsza Romeo pogoda i ja jestem codziennie mniej młoda, do klasztoru ci zbiegnę lub innemu ulegnę”. A mogło być tak poetycko…
Nigdy nie jest za późno
Podobno. No więc piszę. Niech miłosna historia żyje swoim życiem. Obrazem, tekstem, wierszem. Bez przerwy. By, gdy znów ten słodki Amor będzie miał mnie na celowniku, nie przegapić tego gorącego wulkanu inspiracji i siły do tworzenia. Uważaj i Ty, może właśnie namierzył Ciebie…
Czytaj także:
Zakochani na wyjeździe. Co robić, by nie kusić losu?