Miała ona miejsce niedługo po bitwie pod Grunwaldem.
Wojna o krowę
15 lipca 1410 r. to jedna z tych dat, które nawet uczeń szkoły podstawowej, obudzony w nocy, winien bez problemu wyrecytować z pamięci.
Równe 59 lat po doniosłym (i niewykorzystanym) zwycięstwie armii polsko-litewskiej nad wojskami zakonu krzyżackiego doszło jednak na naszym terytorium do jeszcze jednej bitwy. I choć żaden powód dla odbierania życia drugiemu człowiekowi nie wydaje się zbyt mądry, to przyczyna konfliktu między mieszkańcami Świdwina i Białogardu była szczególnie kuriozalna. Wedle podania poszło im bowiem o… krowę, jaką jeden z białogardzkich chłopów przywłaszczyć miał sobie od rolnika z podświdwińskiego Remmina.
Czytaj także:
O czym pisały gazety 1 września 1939 r. “Piątek, imieniny Idziego. Skłonność do burz…”
Między Świdwinem a Białogardem
W starciu sprzed 548 lat ofiarą padło ok. 300 Białogardzian. Cena jak za jedną jałówkę raczej wygórowana. A, co ciekawe, rywalizacja między Świdwinem a Białogardem, choć na szczęście już w piknikowej atmosferze, trwa do dziś. Chętni mieszkańcy obu miast raz w roku zmierzyć mogą się m.in. w rzucie toporem czy strzelaniu z łuku. Zwycięzca zawodów staje się na rok szczęśliwym posiadaczem… krowiego poroża. Całość wieńczy wieczorna wspólna zabawa przy grillu. Wołowinę dostarcza nań historyczny przegrany – Białogard. Świdwin nie pozostaje jednak dłużny – jego rolą pozostaje zaopatrzenie biesiadników w piwo.
Czytaj także:
Piwo z Polski, które uratowało życie papieżowi!