Kiedy włączam tryb stuprocentowej inwestycji swoich zasobów dla zaspokojenia potrzeb innych, dochodzi do katastrofy. Bo nawet w zdaniu „rozdaj wszystko, co masz” kryje się matematyczna logika: możesz dać tyle, ile masz.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Grozi każdemu. Nie tylko osobom pracującym z emocjami, jak na przykład psychologom, terapeutom czy przedszkolankom. Tak samo grozi menadżerom, jak i mamom pozostającym z dziećmi w domu, i… tak naprawdę każdemu, bo nasza codzienność jest pełna emocjonalnych transakcji, jakie prowadzimy z samymi sobą i światem.
Potrzeby innych
Emocjonalne bankructwo przydarza się chronicznym dawcom. Tym, którzy empatycznie i szybko wyczuwają potrzeby innych, zanim nawet zostaną nazwane. I spieszą, by im zaradzić. Koleżanka ma problem? Spędzamy dwie godziny na telefonie i potem długo nie możemy dojść do siebie. Przyjaciel powiedział, że potrzebowałby nowego samochodu? W głowie snujemy już cały biznes plan, jak pomóc w zdobyciu auta lub środków.
Czytaj także:
Jak być dla siebie dobrym i zmniejszyć wewnętrzną presję?
Podobnie w pracy – krótka droga do emocjonalnego bankructwa to branie na siebie wszystkiego. I nie chodzi jedynie o fizyczną ilość pracy i obowiązków, które sprawią, że trzeba będzie wziąć na siebie nadgodziny i zastanawiać się, czy do biura nie przydałoby się łóżko składane. Spustoszenie czyni jeszcze bardziej ciężar odpowiedzialności – za siebie, za innych, za sukces całego projektu.
Nie tylko jednak to. Emocjonalne bankructwo możliwe jest także w rodzinie – i powiedziałabym, że najczęściej dotyka kobiety, przekonane o tym, że nie mogą niczego potrzebować, a cały dom musi spoczywać na ich głowie.
I od rana zapełniają swój grafik potrzebami dzieci i męża, rodziców i teściów, sąsiadów i znajomych. I tylko nie wiadomo potem, dlaczego obiad ląduje na stole jak bomba atomowa na Hiroshimę. Bo przecież włożyłaś w to całe serce, by bliscy wiedzieli, że nic lepszego jeszcze nie zetknęło się z ich podniebieniem. Jak to więc jest, że gdy w końcu przychodzi moment degustacji, dochodzisz do wniosku, że nienawidzisz gotowania, a Twoja rodzina to banda pasożytów, żerujących na Twojej krwawicy?
Stawiaj granice
Skąd bierze się emocjonalne bankructwo? Po pierwsze z braku granic, które chronią moje własne potrzeby, moje własne priorytety i moje własne cele, wynikające z faktu, że jestem osobą i mam ludzkie prawa.
Czytaj także:
“Syndrom ratownika” – sprawdź, czy to Twój problem
Ileś muszę spać, w moim planie dnia musi się znaleźć chwila odpoczynku, mam swoje marzenia i cele, umożliwiające wytwarzanie jakiegoś dobra dzięki moim talentom. Gdy moje własne potrzeby – np. w wyniku jakiegoś kompletnie błędnego odczytania Ewangelii („rozdaj wszystko, co masz”) czy w wyniku przekonań funkcjonujących w społeczeństwie („matki nie odpoczywają”) lub w moim własnym domu – zostają zepchnięte w kąt, a ja włączam tryb stuprocentowej inwestycji swoich zasobów dla zaspokojenia potrzeb innych, dochodzi do katastrofy. Bo nawet w zdaniu „rozdaj wszystko, co masz” kryje się matematyczna logika: możesz dać tyle, ile masz.
Zasoby odnawialne
A kiedy masz? Kiedy odnawiasz swoje zasoby. Kiedy określasz, co jest dla Ciebie ważne, a czego się już nie podejmiesz, bo wtedy jakaś inna sfera ucierpi. Ten projekt weźmiesz, ale tego już nie, bo przestaniesz widywać się z dziećmi.
Możesz nie zjeść w pracy drugiego śniadania w jakiś dzień, w którym następuje koniec świata, ale na stałe nie zgodzisz się na takie poukładanie grafiku. Rozumiejąc, że światem rządzą dorosłe zasady, nie weźmiesz na siebie obowiązków koleżanki, która systematycznie zawala, dla ratowania projektu – bo rozumiesz, że możesz dobrze się wywiązać ze swojej konkretnej odpowiedzialności. Co więcej, wiesz, że taki sposób układania spraw zapobiegnie powstawaniu pretensji, a to one właśnie są sygnałem emocjonalnego bankrutowania: dałeś więcej niż masz.
Osobom, które mają kłopoty z granicami często łatwiej zauważają potrzeby innych niż swoje własne. W efekcie – to właśnie innymi opiekują się tak, jak sami chcieliby być „zaopiekowani”. Jeśli więc wściekasz się w pracy na to, że nikt Ciebie nie szanuje i że załatwiasz sprawy po wszystkich, albo w domu Twój obiad ląduje na stole jak pocisk jądrowy – zastanów się, jaka Twoja potrzeba nie została zaspokojona? I co możesz zrobić, żeby się o nią zatroszczyć? Jak ułożyć swoje relacje z innymi, by znaleźć przestrzeń dla Ciebie – by potem z radością i bez frustracji podarować innym to, co masz do oddania?
Czytaj także:
Granice w małżeństwie – jak je wyznaczać?