Mnie trochę denerwuje narzekanie, że inaczej czytamy. Inaczej czytamy, bo świat jest inny – mówi Anna Król, pomysłodawczyni i jedna z organizatorek Big Book Festivalu.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
W ostatni weekend czerwca odbyła się piąta edycja wydarzenia. Co formuła tego festiwalu mówi o nas, jako o czytelnikach? BBF, czyli Duży Festiwal Czytania, organizuje Fundacja „Kultura nie boli”. Jego pomysłodawczynią, obok Anny Król, jest Paulina Wilk. Cechą Big Booka jest zmiana. Co roku powstają nowe bloki, nowe wydarzenia, zapraszani są nowi autorzy i są obsadzani w nowych rolach, a impreza odbywa się w innym miejscu. Festiwal jest żywy.
Terra incognita
63 procent. Być może to najczęściej padająca liczba w tegorocznej debacie publicznej na temat czytelnictwa w Polsce. Według raportu Biblioteki Narodowej „Czytelnictwo Polaków 2016” taki odsetek ankietowanych w ubiegłym roku nie przeczytało ani jednej książki. „Statystyki są potrzebne, ale nie przywiązuję do nich dużej wagi. Nie zawsze uwzględniają to, co jest najbardziej kluczowe dla badań czytelnictwa, czyli zmianę sposobu czytania. Ludzie inaczej żyją, niż 15 czy 20 lat temu, więc inaczej czytają” – komentuje Król.
To, że ludzie chcą żyć w świecie książek, pokazuje rozwój wydarzenia. W pierwszej edycji w 2013 roku wzięło udział 4-5 tys. osób. Obecną publiczność stanowi 10 tys. i kilkadziesiąt tysięcy widzów śledzących transmisję w internecie.
„O atrakcyjności projektu świadczy też zmiana otoczenia BBF. Pięć lat temu Warszawa nie miała swojego festiwalu literackiego” – wspomina Anna Król. „Teraz powstają wydarzenia literackie, co mobilizuje nas do dalszej pracy, ale stanowi też nagrodę: okazało się, że kierunek, który wyznaczyliśmy jest możliwy do realizacji” – dodaje.
Festiwal to nie tylko książki. Jest przede wszystkim wydarzeniem mówiącym o słowie, o historii, o opowieści. A one mogą być na różne sposoby opowiadane i to widać w programie BBF.
Czytaj także:
Skoro jest tak źle (z czytelnictwem), to czemu jest tak dobrze?
Dobra moneta
Kinga Studzińska, wolontariuszka na co dzień zajmująca się public relations, podkreśla: „Publiczność festiwalu ma możliwość aktywnego włączenia się w różne formy literackiej przygody – spektakl teatralny, warsztaty, debaty i spotkania z pisarzami, wycieczki terenowe śladami pisarzy, bicie rekordu świata w czytaniu na wolnym powietrzu”.
Przy organizacji tegorocznej edycji pracowało 70 wolontariuszy. Dystrybuowali materiały informacyjne, przygotowali przestrzeń festiwalową, opiekowali się zaproszonymi gośćmi i czytelnikami. Czasem rzucali monetą.
Inga Świetlicka, która już drugi rok jest wolontariuszką BBF, wspomina: „Podeszła do mnie młoda para i zapytała, które z dwóch, odbywających się równolegle spotkań powinni wybrać. Nie mogli się zdecydować, czy iść na premierę Wandy czy wybrać spotkanie Michała Nogasia z Jeleną Czyżową. Trudno mi było jednoznacznie wskazać jedno, oni nie mogli się zdecydować i w końcu zaproponowałam, że rzucę monetą. Z tego wszystkiego poszli chyba na Wandę”.
Czytaj także:
Chętnie pożyczę Ci książkę. Ale pod pewnym warunkiem…
Cyfrowa demencja
Maciej Ulewicz, dziennikarz, który wraz z Anną Sańczuk prowadził wspomniane spotkanie z Anną Kamińską, autorką biografii Rutkiewicz, odpowiada, że największą wartością BBF jest kontakt „na żywo” z czytelnikiem i niezobowiązująca atmosfera.
„Big Book nie jest hermetyczny, nie jest stricte literacki. Popularyzacja czytelnictwa odbywa się poprzez nieoczywiste formy, jak mecz o bibliotekę” – mówi Ulewicz. Podkreśla też, że dzięki tego typu inicjatywom możemy walczyć z wieloma negatywnymi zjawiskami, jak choćby z „demencją cyfrową”.
Pojęciem tym operuje w „Planktonie” Mariusz Sieniewicz, jeden z gości festiwalu. „Młode pokolenie nie jest w stanie przeczytać kilku zdań, są zdekoncentrowani. To paradoks, bo z drugiej strony, mamy klęskę urodzaju. Ukazuje się tyle książek, że nawet ja, dziennikarz, nie nadążam z czytaniem interesujących mnie pozycji” – mówi Ulewicz. Nie jest to jednak wyłącznie tendencja polska. Francuski pisarz, Grégoire Delacourt żartował, że w jego kraju na trzech Francuzów jeden pisze książki.
Czytaj także:
Bez telefonu i internetu kilka dni? To możliwe. I jakie inspirujące!
Od czytelnika do społecznika
„Festiwal, oprócz promowania czytelnictwa, pokazuje, że obcowanie z książkami może być świetną zabawą” – wspomina wolontariuszka Kinga. Jednak nie tylko o zabawę chodzi. Spotkanie literackie to przestrzeń, gdzie można pokazać siłę dialogu. „W debacie «W pogoni za Panem Tadeuszem. Jak pisać o Polsce» udział wzięło 10 literatów, 300 czytelników oraz kilka tysięcy widzów online. To miało dla nas ogromne znaczenie, udowodniliśmy, że możliwa jest konstruktywna dyskusja i mimo różnic potrafimy ze sobą rozmawiać” – komentuje Monika Szwugier z Biura Prasowego BBF.
BBF – i to jest jego siła – nie jest kierowany wyłącznie do moli książkowych. Król przekonuje, że jego adresatami są także osoby, które nie czytają regularnie, ale korzystają z kultury, jeżdżą na festiwale… To również wyróżnia warszawski festiwal literacki. Bliskie jest mu podejście chociażby Hay Festival, czyli walijskiego wydarzenia literackiego, jednak ten jest bardziej rozproszony, a średnia wieku jest wyższa niż na BBF.
W rozmowach z uczestnikami podczas festiwalu powracały te same spostrzeżenia: Za mało jest tego typu imprez. Potrzeba więcej. Będę za rok. „To prawdziwe święto czytania” – podsumowuje Inga Świetlicka. Życzmy sobie, żeby takich świąt w naszym kalendarzu było jak najwięcej, bo – jak konkluduje Ulewicz – bez czytania nie ma obywatela, nie ma mądrego społeczeństwa.