„Old Fashioned” nie jest może kinowym arcydziełem, ale zmusza nas do zadania sobie kilku ważnych pytań: po co umawiać się na randki?, co to znaczy: pracować nad związkiem?, czy trudna przeszłość przekreśla szansę na miłość?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Od 23 czerwca w kinach można oglądać film „Old Fashioned” (z ang. staromodny). Dystrybutor tego obrazu, Kondrat-Media, reklamuje go jako propozycję zgodną z chrześcijańskimi wartościami i „romantyczną odpowiedź na Pięćdziesiąt twarzy Greya”.
Zestawienie tych obu tytułów może być, w moim odczuciu, zasadne tylko dlatego, że żaden z nich nie jest kinowym arcydziełem, a każdy nieco nieudolnie sili się na psychologiczny przekaz.
Czy to jednak oznacza, że odradzam seans „Old Fashioned”? Nie. Oto 3 powody, dla których warto zobaczyć historię mężczyzny z przeszłością i kobiety po przejściach, czyli Claya Walsha i Amber Henson.
Jak powinna wyglądać randka?
Na oko trzydziestoletni Clay, który wiodąc beztroski studencki żywot, sporo narozrabiał, w pewnym momencie diametralnie się zmienił. Konsekwencją owej metamorfozy był zasadniczy, by nie powiedzieć: drastyczny zwrot w jego stosunku do kobiet. Jeśli już jakieś sam na sam, to tylko w miejscach publicznych, romantyzm jest do kitu, a maksymalna dopuszczalna fizyczna bliskość przed ślubem to pocałunek w policzek. Clay na tych założeniach zbudował sobie cały „system filozoficzny”. A właściwie nim się szczelnie obudował, ale o tym potem.
Teorie Walsha momentami bywają mocno irytujące i z wieloma można zasadnie polemizować. Jednak… warto się z nimi także trochę skonfrontować. Dowcipne (?) powiedzonka w stylu „mam swoje zasady, do łóżka idę dopiero na trzeciej randce” nie biorą się przecież z kosmosu. Clay z uporem twierdzi, że randki są bez sensu, bo ludzie zajmują się na nich wiadomo czym, a na pewno nie poznawaniem siebie, które to poznawanie jest dla potencjalnego przyszłego małżeństwa kluczowe.
„Randki nie uczą nas bycia dobrymi mężami i żonami” – mówi Walsh. Jak już wspominałam, można z nim dyskutować, ale przy okazji warto się zastanowić, jak w takim razie powinny wyglądać spotkania z ukochanym/ukochaną, żeby przyczyniały się do gromadzenia kapitału na wspólną szczęśliwą przyszłość. Bo romantyczne przeciągłe spojrzenia nie wszystko załatwiają i nie wszystko da się z nich wyczytać…
Czytaj także:
Randki bez seksu: sztuka okazywania czułości
Jak rozmawiać o ważnych i trudnych sprawach?
Możecie sobie wyobrazić, jak na różne teorie Claya zareagowała Amber – piękna, pełna energii dziewczyna, która pewnego dnia po prostu zjawiła się w miasteczku, a że Walsh miał akurat mieszkanie do wynajęcia… Oczywiście, szybko pojawiła się między nimi chemia, ze strony Claya nieśmiała, ze strony Amber wręcz przeciwnie. Walsh jednak na dzień dobry wyłożył dziewczynie swoje zasady. Początkowo zaskoczona, postanawia przyjąć zasady gry (trochę się z tego powodu, biedaczka, namarzła).
Clay do tematu wzajemnego poznawania się postanowił podejść – nomen omen – podręcznikowo. Punkt po punkcie przerabiają z Amber książkę, która służy parom przygotowującym się do ślubu. Ile chciał(a)byś mieć dzieci? Jaki jest twój stosunek do kary śmierci etc. Tak właśnie wyglądały kolejne randki Amber i Claya.
I znowu pojawiło się we mnie odczucie, które kilka razy powracało, kiedy oglądałam „Old Fashioned” – to zbyt uproszone, naiwne, irytujące, ale… jednak coś jest na rzeczy.
Czytaj także:
Po prostu mnie wysłuchaj! Czyli instrukcja obsługi rozmowy mężczyzny z kobietą
Co to znaczy: być doskonałym?
Gdyby morał filmu miałby okazać się właśnie taki: bierzcie, (za)kochani, sensowną książkę do ręki, przeróbcie ją razem od deski do deski, a w ten sposób zbudujecie wspólną szczęśliwą przyszłość, na pewno nikomu nie poleciłabym „Old Fashioned”.
Ale twórcy zdecydowali się także pokazać – i chwała im za to – jak skutecznie można się ukryć, a nawet zabarykadować za kolejnymi rozdziałami podręcznika. Niby się poznajemy, tymczasem to, co jest najbardziej newralgicznym, najdelikatniejszym, najbardziej obolałym miejscem i w duszy, i w życiowej historii wciąż pozostaje w ukryciu.
Clay od momentu swojej przemiany tak rozpaczliwie i z żelazną konsekwencją chciał być dobry, zawsze porządny, zawsze ściśle trzymający się wymyślonych przez siebie zasad, tyle energii w to wkładał, że w końcu zapomniał o tym, co najistotniejsze (czyli o miłości), a skupił się wyłącznie na pielęgnowaniu swojego ideału. Dlatego prawdziwy morał z „Old Fashioned” płynie taki, że zamiast doskonalenia własnej doskonałości lepiej czasem doskonalić sztukę przebaczenia – i sobie, i innym. Przyznajcie, że taka nauka przydaje się nie tylko w relacjach damsko-męskich.
Czytaj także:
Książę z bajki nie istnieje. Dzięki Bogu!