Czyli jak mój Dziadek listownie walczył z komuną.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pewnego razu wszedłem do pokoju i zobaczyłem, jak mój Dziadek nagle coś chowa. Jego czerwone uszy były oznaką, że zajmuje się działalnością nielegalną. Jako jego kochany wnusio byłem wyczulony. Takie same uszy widziałem u Dziadka, jak słuchał Wolnej Europy albo Londynu. Dziadek Ignacy mimo swoich 70 lat miał refleks, lata wojska i AK zrobiły swoje – powiedział, że zajmuje się swoimi sprawami i pisze list do kolegi. Miałem wtedy parę lat i Dziadek nie chciał mnie obarczać swoją konspirą.
Sprawa wyjaśniła się parę lat później, gdy złapałem Dziadka, jak znowu coś pisze, trzymając długopis… lewą ręką. Wtedy się przyznał, że nosi pseudonim Małgorzata Ogonek, i od lat pisze listy do czerwonych „szmatławców”, jak zwykł nazywać wychodzące za komuny gazety, czyli „Żołnierza Wolności” i „Trybunę Ludu”.
Żałuję bardzo, że nie mam kopii tych listów, bo śmiało mógłbym je Wam zaprezentować. Jak przez mgłę pamiętam jeden z nich, chyba do „Żołnierza Wolności”, w którym Dziadek wyzywał komunistycznych dygnitarzy od „czerwonych wieprzy” i „pasibrzuchów”, „pachołków kacapów” itp. Nie były to listy specjalnie dyplomatyczne, Dziadek nie robił ich kopii, nie takim chciał zostać zapamiętany. Myślę, że dla niego, starego AK-owca, te listy były swoistym wentylem dla negatywnych emocji. Codzienna propaganda go dobijała, jeszcze do niedawna w naszym małym mieszkanku na Ochocie na ścianie był ślad po filiżance. Dziadziuś rzucił w telewizor, gdy dojrzał w nim facjatę Jerzego Urbana, rzecznika rządu PRL i jednego z konstruktorów ówczesnego kłamstwa.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Wiadomość z nieba, czyli diabełek… za kołnierzem
Dziadek vel Małgorzata Ogonek pisał listy przez paręnaście lat. Jego sposobem na zmylenie Służby Bezpieczeństwa było pisanie lewą ręką. Jako agent Ogonek nauczył się tak pisać, będąc przekonany, że oszuka komunistycznych grafologów. Wysyłał te listy z różnych miejsc w Warszawie, myląc w ten sposób tropy.
Potem przez lata wyobrażałem sobie Dziadka, jak w ciemnych okularach krąży wokół skrzynki i wrzuca listy, po czym spokojniejszy wraca do domu.
Ustrój, rzecz jasna, od tego nie upadł, ale paru redaktorów ówczesnych „betonowych” periodyków dowiedziało się o sobie paru ciekawych rzeczy.
To była listowna wojna mojego Dziadka ps. Małgorzata Ogonek. Myślę, że był prekursorem cyber-żołnierza i gdyby działał teraz, atakowałby mocarstwa, zamieniając skrzynkę pocztową na mailową.
„Żołnierz Wolności” i „Trybuna Ludu” doznawały jeszcze jednego bolesnego upokorzenia. Prace ówczesnych redaktorów wisiały u nas w toalecie, zastępując nieobecny w PRL papier toaletowy. Agent „Ogonek” co pewien czas miętolił papier gazety, mawiając, że ten szmatławiec jest świetnej jakości, i to jedyna rzecz do jakiej się nadaje…
Czytaj także:
Szymon Majewski: Legendarny spryt dziadka Ignalka (który odziedziczyłem)