separateurCreated with Sketch.

Szaleństwo brata Alberta, czyli bezgraniczne zawierzenie Bożej Opatrzności

Brat Albert Chmielowski i pieniądze z epoki
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Eryk Łażewski - 10.06.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„Zbytnia zapobiegliwość to rzecz niestosowna, lepiej Zdrowaś Maryjo zmówić na tę intencję” – mawiał polski święty.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Rok 2017 to w Polsce rok św. brata Alberta. Czas więc, w którym wspominamy jego osobę i dzieło: zajmowanie się z miłością bezdomnymi, sierotami, starcami, niepełnosprawnymi i bezrobotnymi.

Niczego jednak nie dokonałby, gdyby nie jego zaufanie Opatrzności Bożej. Jak bowiem uważał, trzeba „wszystko zdawać na Opatrzność”. Gdy miał więc jakiś kłopot, gdy czegoś brakowało, twierdził: „Nie ma się o co martwić. Czyż nie mamy bardzo dobrego Ojca, który jest wszechmogący?”.

Mawiał też: „Pan Jezus wszystko załatwia”. Matkę Bożą natomiast określał jako „Dostawczynię”, a św. Józefowi ufał, bo on „niczego nie odmówił”. Nie odmówił oczywiście Bogu i proszącym go w modlitwie ludziom. I między innymi dlatego św. Albert wskazywał: „Kto nie prosi, ten nic nie ma”. Sam zawsze stosował się do tej zasady.



Czytaj także:
Brat Albert i Faustyna. Miłosierdzie ludzkie i Boskie

Gdy ktoś mówił, że nie ma już pieniędzy lub jedzenia dla biednych, wtedy brat niezmiennie odpowiadał: „Chodźmy się modlić”. I w kaplicy wszyscy zainteresowani wznosili modlitwy prośby o potrzebne w danej chwili rzeczy lub pieniądze. Nigdy się nie zawiedli.

Przykładem niech będzie choćby sytuacja, gdy nagle zabrakło żywności dla ubogich bywalców schroniska brata Alberta. Nie było też środków na odpowiednie zakupy. Od razu więc udano się na modlitwę. I już po godzinie przybył niespodziewany posłaniec z banknotami od pewnej księżnej, która zachęcała obdarowanych do tego, aby ułożyli jadłospis dla swych podopiecznych. Oczywiście zrobiono to i dzięki otrzymanym pieniądzom kupiono wszystko, co było potrzebne do zrobienia potraw przewidzianych w jadłospisie.

Innym przykładem zawierzenia Opatrzności jest sprawa ogrzewalni dla bezdomnych kobiet i dzieci. Zaznaczmy tu, że „ogrzewalniami” nazywano wtedy sale, w których biedni mogli się właśnie ogrzać przy piecu. Takimi miejscami dla mężczyzn brat Albert już się zajmował. Była jednak potrzeba również ogrzewalni żeńsko – dziecięcej.

I nasz święty postanowił ją założyć. Oczywiście w takim miejscu do pracy potrzebne byłyby kobiety. Brat Albert nie miał ich jednak wśród swoich pomocników. Lekarstwo na problem stanowiła najpierw – rzecz jasna – modlitwa. Dzięki niej święty wyprosił Franciszkę Annę Lubańską – pierwszą ochotniczkę do pomocy w nowej krakowskiej ogrzewalni przy ulicy Skawińskiej 4.



Czytaj także:
Bądź jak Brat Albert. Zostań minimalistą

Prezentowane wyżej historie wyjaśniają, dlaczego bohater naszego tekstu przy jakiejś okazji powiedział: „Zbytnia zapobiegliwość to rzecz niestosowna, lepiej Zdrowaś Maryjo zmówić na tę intencję”. Wiedział po prostu, że trzeba w pewnym momencie zatrzymać swą aktywność i sprawę powierzyć Bogu, czy jego „współpracownikom” – świętym, zwłaszcza zaś Maryi. O niej bowiem pisał: „Matkę Najświętszą obieram za Patronkę w moich trudnościach”.

Zauważmy jeszcze, że brata Alberta bezgraniczne zawierzenie Bożej Opatrzności wynikało z jego programu życiowego, który można streścić w słowach: „Wola Boża przede wszystkim i tylko to”. Nasz święty nie chciał realizować swojej woli, a tylko Bożą. Dlatego też we wszystkich swoich kłopotach po prostu modlił się, zostawiając ich rozwiązanie Bogu. Tak, aby działa się Jego wola, a nie ludzka wola brata Alberta.

Na koniec przypomnijmy także, że jest on znany zwłaszcza ze swego dobrowolnego ubóstwa. Ubóstwo to jednak było skutkiem właśnie całkowitego powierzenia siebie i swoich dzieł Opatrzności Boga. To Bóg przecież miał zająć się sprawami brata Alberta. I dlatego święty ten nie potrzebował prawie niczego posiadać. Wiedział przecież, że gdy będzie czegoś ważnego brakowało, niebo przyjdzie mu z pomocą.

Jeżeli więc można mówić o „szaleństwie” brata Alberta, to jako o „szaleństwie Bożym”, czyli poleganiu jedynie na Bogu, a nie na sobie. Kierujmy się tymi słowami świętego: „Nie ma co się martwić, tylko Panu Bogu wszystko polecić”.



Czytaj także:
Nie mają klasztoru, utrzymują się „z Opatrzności”. Dominikanie eksperymentują w Kielcach

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.