Obrady Okrągłego Stołu, wybory 4 czerwca, upadek Muru Berlińskiego, pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski – jak wyglądały z perspektywy fotoreportera? Aletei opowiada Chris Niedenthal.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Album „Chris Niedenthal 1989. Rok nadziei” to zbiór prac jednego z najbardziej cenionych fotoreporterów europejskich, mistrza fotografii dokumentalnej oraz autora wielu kultowych zdjęć. Chris Niedenthal współpracował m.in. z takimi magazynami jak „Newsweek”, „Time”, „Der Spiegel”, „Geo” i „Forbes”. Jest laureatem nagrody World Press Photo. Ten Polak urodzony w Anglii, który do kraju przyjechał w latach 70. i pozostał w nim do dziś, opowiada Aletei o przełomowym roku 1989.
Wybory 4 czerwca, Okrągły Stół? Wspomina Chris Niedenthal
Ula Urzędowska: Jest rok 1989, pracuje pan dla magazynu „Time” i ma pan oko na całą Europę wschodnią i Bałkany…
Chris Niedenthal*: I jeszcze Związek Radziecki. Ja się nie spodziewałem, jak ten rok się zaczynał, że tak się skończy.
I pana prawie w domu nie będzie.
Miałem wyrzuty wobec żony. Ale jakoś z tego wybrnęliśmy.
Pierwsza jaskółka zmian to Polska.
Tak, to były obrady Okrągłego Stołu, chociaż to wizualnie mało ciekawa sprawa dla fotoreportera. Ale była ta piękna sala kolumnowa i ten olbrzymi stół. Mnie, jako korespondenta zagranicznego, nie wpuścili na galerię, która była nad salą. A najlepsze zdjęcia powstawały właśnie z góry. Miałem oczywiście swoją drabinkę, bo zawsze mam drabinkę przy sobie, ale to nie było to. Na początku mogliśmy swobodnie kręcić się i robić zdjęcia. Czuło się, że coś ważnego się dzieje.
Jak w pana fotograficznej pamięci zapisali się uczestnicy tamtych zdarzeń?
Trudnym obiektem był dla mnie Tadeusz Mazowiecki. Często patrzył w górę. A kto zechce mieć takie zdjęcie premiera? Czekałem więc na dobry moment, ale kiedy Tadeusz Mazowiecki kończył obserwowanie sufitu, to patrzył w podłogę. Ale coś tam w końcu udało się zrobić, na przykład pięknie mi zapozował w gabinecie w trakcie kilkuminutowej sesji. Był już wtedy nowym premierem i nie miał dla mnie dużo czasu. Ale jeśli chodzi o obrady Okrągłego Stołu, to panował tam wielki tłok uczestników obrad i przedstawicieli prasy, więc pamiętam tylko, że musiałem szybko fotografować Wałęsę i Kiszczaka. I potem od razu leciałem do Moskwy.
Lawina ruszyła.
Tak, chociaż w Moskwie tego nie dało się odczuć. Tak się składa, że chwilę po obradach Okrągłego Stołu obserwowałem, jak w wielkiej fabryce pod Moskwą, pełną parą produkowano jeszcze popiersia i pomniki Lenina. Jak gdyby nigdy nic. A tymczasem my w Polsce zaczynamy już podkopywać system.
Przeglądając album “Chris Niedenthal 1989. Rok nadziei” można mieć wrażenie, że w tym ’89 był pan wszędzie. Berlin, Pekin, Moskwa, Czechosłowacja, Rumunia, Polska. Datą 4 czerwca opisane są fotografie z Warszawy i z prowincji. Co za skuteczność!
Ha! Sam jestem zdziwiony, że tyle zdjęć, w tylu miejscach, udało się zrobić. A 4 czerwca najpierw się kręciłem w stolicy, ale wybory nie są ciekawym wizualnie tematem, więc intuicja podpowiedziała mi, żeby jechać na wieś. Wypatrzyłem taką sytuację: na środku podwórka siedzi starszy człowiek i dużo młodsza kobieta, może córka, go strzyże. Pytam, o co chodzi, a on mówi, że skoro to są jego pierwsze wolne wybory w życiu, to musi dobrze wyglądać.
Chris Niedenthal o fotografowaniu Jana Pawła II
Jak pracowali fotoreporterzy w tamtych czasach? Nie było komórek, internetu, aparatów cyfrowych.
Niczego nie było, a jednak jakoś pracowaliśmy i udawało się zdążyć na czas. Filmy musiałem fizycznie wysyłać do Nowego Jorku, a nie tak, jak dziś naciskam wyślij i już materiał jest na drugiej półkuli. Filmy wysyłałem frachtem lotniczym, co było możliwe dzięki akredytacji korespondenta zagranicznego. Szły bez wywołania i już oni się w redakcji martwili, czy coś na nich jest czy nie. Musiałem je tylko dobrze opisać, bo w Nowym Jorku nie zawsze wiedzieli, kto jest kim w Europie. Latając ciągle do tych wszystkich krajów trzeba było zawsze pamiętać, że filmy nie lubią rentgenów, a już wtedy na lotniskach skrupulatnie sprawdzano bagaże. Można było tylko próbować się wykłócić, żeby sprawdzili przesyłkę ręcznie.
W tym albumie widać, że prowadzi pana historia i jest pan tam, gdzie dzieją się rzeczy ważne. A to przecież czas bez internetu, komórek, więc zdobywanie informacji wyglądało inaczej niż dziś.
Pamiętam, że pierwszy raz zobaczyłem telefon komórkowy w Berlinie, kiedy upadał mur. To był szok, chodził facet z taką cegłą na ramieniu i słuchawką przy uchu i coś do niej mówił. Szybko skończył, bo bateria miała żywot pół godziny. Mieliśmy swoje źródła informacji, ale przede wszystkim intuicję i szczęście. Do dziś się dziwię, jak to się wszystko udało sfotografować. Ja wcale nie jestem człowiekiem przebojowym, nie rozpycham się łokciami. To jakiś cud, że się udało.
A te momenty, kiedy się nie udało, na przykład zdążyć na czas albo intuicja czy informacja powiodła na manowce?
Jak byłem już trochę później w Albanii, bodajże w 1991 roku, to mówiono nam, że przyjedzie Matka Teresa z Kalkuty, bo ona przecież urodziła się w Skopje – obecnej stolicy Republiki Macedonii, a jej rodzice byli Albańczykami. Czekałem, czekałem i nic.
Za to Jan Paweł II pięknie panu zapozował.
Tak, to była moja pierwsza praca, wtedy jeszcze dla „Newsweeka”. Po pierwszym reportażu dla nich, redakcja poprosiła, abym zrobił coś z pierwszej pielgrzymki papieża do Polski. Miałem znajomego zakonnika na Jasnej Górze i on mi podpowiedział, żebym po tej wielkiej mszy nie wracał do centrum prasowego, tylko poczekał cierpliwie. I rzeczywiście, cała prasa zachodnia pojechała do centrum prasowego, a papież wyszedł porozmawiać z ludźmi. Miał w ręku czerwono-białe goździki, był uśmiechnięty i rozmawiał z tłumem tak, jak tylko on potrafił. Zrobiłem zdjęcie i ono trafiło na okładkę. Jeśli można powiedzieć, że zrobiłem w życiu jakąś tam karierę, to właśnie to zdjęcie ją zapoczątkowało! A to wszystko dzięki temu, że dostałem cynk od zakonnika.
Przyjechał pan do Polski jako początkujący fotograf.
Tak, i wsiąkłem w ten kraj, bo mi strasznie zaimponowała młodzież. Walcząca, energiczna, a jednocześnie z poczuciem humoru. W Londynie nie znałem aż tak ciekawej młodzieży. Zakochałem się w Polsce i mieszkam tu do dziś. Lubię Polskę i zawsze miałem tu pełne ręce roboty.
„Chris Niedenthal 1989. Rok nadziei”
Ogłoszenie wyników pierwszych wolnych wyborów na Placu Konstytucji, niekończące się kolejki w Peweksach, pekińskie protesty młodzieży w obiektywie wybitnego fotografa, Chrisa Niedenthala. Album „Chris Niedenthal 1989. Rok nadziei” Wydawnictwa Bosz przedstawia przełomowy okres w historii Polski i świata. Jego premiera odbyła się 10 maja.
Niesamowite twarze pełne nadziei, dyskusje polityczne w klubokawiarniach, przygotowania do pierwszych wolnych wyborów to pejzaż tego okresu. Rok 1989 to rok buntu, chaosu oraz rewolucji na świecie. Rok 1989 to także rok nadziei, oczekiwania na zamiany oraz wiary w wolność. Ponad 200 unikatowych zdjęć ukazujących przełomowe wydarzenia, które były kluczowe dla świata znalazło się w albumie jednego z najbardziej cenionych fotoreporterów europejskich – Chrisa Niedenthala. Pozycja ukazała się w dwóch wersjach. Każda z nich została opatrzona wyjątkową okładką. Na pierwszej zobaczymy słynny gest Tadeusza Mazowieckiego, druga zostanie wzbogacona o dodatkowych 16 stron oraz odmienną okładkę.
Radość po przedostaniu się na drugą stronę Muru Berlińskiego, portrety Polaków szykujących się na pierwsze wolne wybory, od wystrojonej żony generała Wojciecha Jaruzelskiego, po mieszkańca mazowieckiej wsi strzyżonego w ogródku przez żonę oraz pierwszy dzień obrad Okrągłego Stołu ujęte w fotografiach Niedenthala pomagają przybliżyć rzeczywistość końcówki lat ’80. W fascynującym zdjęciowym reportażu wybitnego fotografa zostały uwiecznione najważniejsze momenty tego okresu. Dzięki odważnym oraz ekscytującym fotografiom zgromadzonym w albumie wydawanym przez Wydawnictwo Bosz możemy zapoznać się z fascynującą oraz wyrazistą rzeczywistością przełomowego roku w dziejach.
Album zawiera zarówno ikoniczne, najbardziej znane fotografie, jak i te, które nie były wcześniej dostępne szerokiej publiczności. Dzięki temu buduje komplementarną historię nie tylko kraju, ale też jednego człowieka – jej autora.
Czytaj także:
Za tymi zdjęciami kryją się wyjątkowe historie. Znacie je?
Czytaj także:
Jakub Szymczuk: Fotografowanie to dla mnie prezent od Boga
Czytaj także:
Znasz wszystkich świętych patronów Polski? Obecnych i tych historycznych?