separateurCreated with Sketch.

Odpieluszkowe Zapalenie Mózgu, czyli o wyśmiewaniu matek

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

W tak popularnych ostatnio określeniach typu to nieszczęsne odpieluszkowe zapalenie mózgu czy matka wariatka – jest wiele pogardy dla… miłości.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Chyba już wszyscy wiemy (choć i tak z niego korzystamy), że dr Google nie jest najlepszym specjalistą w dziedzinie medycyny. Spieszę więc dziś, by jako lekarz wyjaśnić pewien problem, o którym w internecie coraz głośniej. Chodzi o rozprzestrzenianie się jeszcze niedokładnie poznanej choroby, która rzekomo zatacza coraz większe kręgi w populacji kobiet w wieku rozrodczym. Przypuszcza się, że jej wektorem jest rodzaj wirusa, bez wątpienia zaś wykazano, że przenosi się drogą płciową. Mowa o tak zwanym Encephalitus Pampersus, czyli Odpieluszkowym Zapaleniu Mózgu.

Przebieg choroby jest podstępny, pierwsze oznaki zazwyczaj pojawiają się w momencie powrotu z noworodkiem ze szpitala, choć w przypadkach osłabionej odporności objawy mogą ujawnić się już w trakcie ciąży. Standardowo rozwój schorzenia trwa zazwyczaj kilka, kilkanaście miesięcy, by osiągnąć pełnoobjawowe  stadium około dwóch, trzech lat od porodu.

Matka cierpiąca na Encephalitus Pampersus pęka z dumy, opowiadając o pierwszych krokach swojego synka, by za chwilę wybuchnąć histerycznym śmiechem na wspomnienie jego miny, gdy zobaczył własne odbicie z dorobionymi wąsami z kakao.

Kolejne zupełnie niezrozumiałe dla otoczenia symptomy to fakt, że przestała oglądać wiadomości (zbyt straszne) i wybucha rzewnym płaczem na przedstawieniu przedszkolnym z okazji Dnia Matki. Dodatkowo wykazano korelację zaawansowania choroby z ilością zdjęć dziecka na matczynym telefonie. Na Facebooku oznacza się już tylko na placach zabaw, nauczyła się piec torty urodzinowe lub, o zgrozo, w każdym zdaniu przynajmniej dwa razy używa zdrobnienia.

Coraz więcej matek jest świadomych swojej przypadłości i wyraża z jej powodu skruchę. Gdy mówią, jaki to ich niemowlak jest rozkoszny, zaraz dodają: „oczywiście tak jak wszystkie inne dzieci”. Gdy chcą podzielić się anegdotą z macierzyńskiego życia, dodają szybko: „wiem, zrobiła się ze mnie matka wariatka”. Kolejne w poczuciu winy przepraszają, że tak się rozgadały o swoich pociechach i obiecują poprawę – na następnym spotkaniu z przyjaciółkami nie powiedzą już o nich ani słowa.

Co do wyglądu typowej matki z Encephalitem, powinna mieć kilka lub kilkanaście dodatkowych kilogramów. Wyjątki niespełniające tej normy budzą niedowierzanie, kwitowane zazwyczaj pełnym zdziwienia: „nie wyglądasz na matkę dwójki dzieci” (wiadomo, mama = zaniedbana).

By zerwać z wizerunkiem matki wariatki należy być szczupłym, dobrze ubranym i umalowanym (by nie padły podejrzenia, że kiedyś to o siebie dbała, a teraz zapuściła się przez dziecko), rozmawiać o literaturze angielskiej XIX wieku (żeby nie było, że gada wyłącznie o pieluchach), a już obowiązkowo trzeba mieć czas na własne pasje (a nie tylko „siedzieć w domu”).

Matka-nie-wariatka to niezależna, silna kobieta, wyważona, rozsądna, nie mówi o dzieciach, a jak się do nich zwraca, to zawsze pełnymi zdaniami.

Chyba już czujesz, do czego zmierzam… Nie ma nic złego (wręcz przeciwnie!) w dbaniu o siebie czy rozwijaniu swojej pasji, ale nie jest to chyba obywatelski obowiązek? Dlaczego więc tak chętnie rozliczamy z niego świeżo upieczone matki?

Naprawdę, szczególnie w pierwszym roku życia dziecka ma się inne priorytety niż wygląd w bikini. Może to jest taki okres w życiu kobiety, może do pasji jeszcze wróci, a obecnie wyciągnięty dres jest dla niej superwygodny i nie ma ochoty udawać czy udowadniać światu, że kocha chodzić w szpilkach. Mniej presji, więcej wyrozumiałości!

Mamy być kreatywnymi, świetnymi matkami, ale… nie za bardzo. Mamy kochać nasze dzieci, ale po cichu. Ok, zdrobnienia lub przekręcanie słów i mnie niezmiernie wkurzają, ale to jest mój problem. Nikomu krzywdy nie robią (nie, nie ma dorosłych, którzy tak nauczeni w dzieciństwie mówiliby o sobie: Jaki ślićny siamochodzik! Ksysio by taki chciał!). I tak, czasem może my, zaangażowane mamy, przesadzamy. Ale tak samo przesadza ktoś, kto jest zakochany, ktoś, kto uwielbia swoje hobby czy pracę, każdy, kto kocha to, co robi. Mniej presji, więcej wyrozumiałości!

Macierzyństwo potrafi dać ogromną satysfakcję i frajdę. Mówimy o nim, bo jest jedną z najważniejszych części naszego życia, tym właśnie żyjemy i tym się emocjonujemy. To nie jest żadne przewinienie ani powód do pełnych politowania spojrzeń.

W tak popularnych ostatnio określeniach typu to nieszczęsne Odpieluszkowe Zapalenie Mózgu czy matka wariatka – jest wiele pogardy dla… miłości.

I albo kobiety, pragnąc uniknąć etykietek i kąśliwych uwag, rzeczywiście milkną, nie dzielą się swymi radościami i troskami macierzyństwa, albo próbują udowodnić, że nic się nie zmieniło i oczywiście bardzo by chciały zabalować do białego rana (gdy w rzeczywistości najbardziej pragną przespanej bez przerwy nocy), ale może następnym razem.

Makijaż i szpilki nie są mi potrzebne na placu zabaw, chociaż lubię się odstawić na randkę z mężem. Uwielbiam opowiadać o dzieciach, ale też o medycynie, mózgu i inspirujących książkach. Na telefonie zamiast kolejnych selfie mam zdjęcia dzieci i dobrego jedzenia, marzę o podróży do Indii, ale pewnie przez najbliższe 5 lat nic nie zrobię w tym kierunku. I choć czasem mam ochotę udawać, że nie ma mnie w domu, to uwielbiam być mamą.

Okazywanie uczuć to nie oznaka słabości czy niskiej inteligencji. To właśnie miłość jest odwagą i siłą. Mamo, nie musisz wstydzić się tego, że kochasz!



Czytaj także:
Do trzech razy sztuka, czyli co przyniosło mi trzecie dziecko

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.