separateurCreated with Sketch.

Poród między ikoną, kanapą i telewizorem, czyli niezwykły Dom Narodzin

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Przede mną porodówka, za mną – część z gabinetem dla ginekologa i położnej. Na parapecie po mojej lewej stronie stoi ikona Świętej Rodziny i świeca.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

W Łomiankach na ulicy Polnej jest dziś bardzo ciepło. Na trawniki i ulice wylegają ludzie z dziećmi i psami, kwiaty i drzewa zaczynają kwitnąć, pod Warszawą budzi się życie.

Kiedy przekraczam próg posesji moich rozmówców, podbiega do mnie dwóch rozentuzjazmowanych chłopców, z których jeden potyka się i upada na chodnik. Podaję mu rękę, podnoszę go, otrzepuję mu dłonie. Uśmiecha się w odpowiedzi, że nic się nie stało. Starszy oznajmia, że idzie zawołać panią Wandę Ekielską.

Po chwili siedzimy już w domu. To podobno dyżurka położnych, ale wygląda raczej jak przytulny salonik z kuchnią. Przede mną porodówka, za mną – część z gabinetem dla ginekologa i położnej. Na parapecie po mojej lewej stronie stoi ikona Świętej Rodziny i świeca.

– Zapalamy ją – mówi pani Wanda – kiedy odbywa się tu poród.

Jesteśmy właśnie w pierwszym w Polsce samodzielnym Domu Narodzin.



Czytaj także:
Zbzikowałem? 9 miesięcy męskim okiem

Idea domu jest prosta. Jeśli nie chcesz rodzić w szpitalu, w atmosferze fartuchów i tlenowych masek, możesz zgłosić się na poród tu – bo zgodnie z polskim prawem masz prawo wyboru miejsca pomiędzy własnym domem, Domem Narodzin i szpitalem.

Taki poród w domowej atmosferze ma niezliczoną ilość zalet.

– Chcemy, żeby w naszej porodówce, kobieta wykorzystała naturalne siły, które w niej są – wyjaśnia ciepłym głosem pani Wanda. – Jeśli rodząca chce, możemy pomóc jej masażem, czy umożliwić poród w wodzie. Mamy drabinki, piłki, worek sako, podwieszki, stołeczek porodowy. U nas nie też ma stresu, że coś jest zajęte. Kobieta nie musi w dniu porodu wypełniać setek papierów, bo te załatwione są już w wcześniej. Liczy się rodzina, przeżywająca czas narodzin potomka. To jest jej czas. Do jej dyspozycji są dwie położne, ale żadna niczego nie narzuca. Nie ma również przymusowych przyśpieszaczy porodu czy znieczulenia.

Małżeństwa przebywające w Domu Narodzin mogą czuć się w nim jak u siebie. Mogą przynieść sobie, co chcą, wedle własnego uznania przemeblować przestrzeń. Bo to ma być ich miejsce. Poród, zdaniem pani Wandy, nie jest chorobą, więc nie ma sensu medykalizować go lekarskimi sprzętami.

– Oczywiście, mamy tlen czy przyrządy do resuscytacji – uspokaja mnie – są w odpowiednim miejscu, ale nie narzucają się oczom, żeby nie stresować. Dobrym miejscem na witanie potomka jest dom – naturalne środowisko rodziny. Tak jak dla Jezusa była nim stajenka betlejemska, gdzie Józef i Maryja mogli czuć bezpieczeństwo, obecność Pana Boga i aniołów stróżów.



Czytaj także:
Do trzech razy sztuka, czyli co przyniosło mi trzecie dziecko

Stworzenie takiego specjalnego domu nie było pomysłem Wandy Ekielskiej i jej męża Adama, bo podobne placówki od dawna funkcjonują już w Holandii czy we Francji. Ale pomysł podyktowały własne doświadczenia. Państwo Ekielscy sami mają siedmioro dzieci.

– Moja babcia była akuszerką i przyjęła w warunkach wsi polskiej ponad setkę dzieci. My więc sami chcieliśmy, żeby pierwsze z nich urodziło się w domu, co się w 1984 roku nie udało, ale mój mąż był pierwszym oficjalnie dopuszczonym do porodu „ojcem rodzącym”, dzięki pomocy wspaniałego profesora Fijałkowskiego. Bardzo dobrze wspominamy to wydarzenie. Mamy piękne zdjęcia, a w szpitalu spędziliśmy niecałą dobę. Drugie dziecko i każde kolejne urodziłam już w domu. To był cud, bo lekarze ze względu na wadę wzroku kierowali mnie na cesarskie cięcia.

Skąd taka wielka potrzeba, żeby rodzić poza szpitalem?

– Po pierwszym porodzie wiedziałam już sporo na temat tego, jak to wygląda. Wiedziałam, że mogę przyjąć taką pozycję i tak się zrelaksować, żeby moja górna część ciała nie brała udziału w porodzie, co może pomóc go usprawnić. Chciałam więc móc o tej pozycji decydować sama. Poza tym uważam, że miejsce porodu powinno być rozeznanie w modlitwie, z Panem Bogiem. Powinno być owocem indywidualnego wyboru, kierowanego poczuciem bezpieczeństwa, a nie koniecznością. Pomysł na otwarcie Domu wziął się z chęci podarowania tej możliwości innym.



Czytaj także:
Dlaczego nie chciałam znać płci dziecka przed urodzeniem

Porody to jednak nie wszystko. Wanda i Adam Ekielscy prowadzą w tym samym miejscu również szkołę rodzenia wraz z poradnią położniczo-ginekologiczną.

– Szkolenie uprawniające do prowadzenia szkoły – mówi pani Wanda – skończyliśmy u prof. Włodzimierza Fijałkowskiego. Zainspirowały nas do tego własne bolesne wspomnienia z innych szkół. Jedna szkoła polegała jedynie na gimnastyce, gdzie krzyczano na nas jak na niewysportowane dzieci na lekcji wuefu. W drugiej wysłuchaliśmy naturalistycznego wykładu o obrotach dziecka w łonie, który dla kobiet w stanie błogosławionym był porażający.

W szkole rodzenia państwa Ekielskich można przygotować się do porodu naturalnego na płaszczyźnie fizjologii, emocjonalności i duchowości chrześcijańskiej.

– Trudno powiedzieć szczegółowo o całym naszym programie. Mamy po prostu szerszą perspektywę przygotowania do porodu, wynikającą z naszych doświadczeń i to właśnie nią dzielimy się z uczestnikami naszych zajęć. Przede wszystkim jednak przygotowujemy kobiety nie do rodzenia tu czy tam, ale do świadomego wyboru, do rozeznania w sobie i „na górze”, jakie miejsce Pan Bóg przewidział dla tego wielkiego wydarzenia. Bo najważniejsza jest wolność. Wolność i świadomość.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.