Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z siostrą Bożeną Kunicką, polską misjonarką ze Zgromadzenia Sacré Coeur rozmawia Joanna Szubstarska.
Joanna Szubstarska: Zgromadzenie Najświętszego Serca Jezusa dotarło do Czadu w 1964 roku, mając jako zadanie misyjne utworzenie gimnazjum. Siostra przybyła kilkadziesiąt lat później. Jakie realia Siostra zastała w kraju, gdzie dotarła już Ewangelia, jednak trzeba było „zmierzyć się” z tradycją Czadyjczyków?
S. Bożena Kunicka: Wiedzę swą i doświadczenie czerpię z pobytu w Czadzie w latach 2009-2013. Do kraju, który był wówczas kolonią francuską, Ewangelia dotarła w 1920 roku, przynieśli ją protestanci. Potem dotarli tu misjonarze katoliccy: spirytyści, oblaci, kapucyni i jezuici.
Zgromadzenie Sacre Coeur – które przybyło w 1964 z misją utworzenia gimnazjum - służy tamtejszej ludności w dziedzinie wychowania i nauczania. Potrzeba edukacji jest w Czadzie ogromna, zwłaszcza że ponad połowę społeczeństwa stanowią ludzie młodzi. W stolicy kraju zaledwie 50% dzieci i młodzieży uczęszcza do szkół, w tym niespełna 30% dziewcząt. O wiele gorsza jest sytuacja poza stolicą i większymi miastami. 80% kobiet, na przykład, to analfabetki; ich status społeczny jest bardzo, bardzo niski. Kraj należy do najsłabiej rozwiniętych na świecie.
Czadyjczycy są bardzo mocno przywiązani do tradycji plemiennych. Problemem w przyjęciu Ewangelii i życia według wskazań Jezusa Chrystusa może być poligamia, magia czy przesądy. Na przykład: gdy zdarzy się choroba albo jakieś nieszczęście, zgodnie z tradycyjnymi praktykami poszukuje się winnego. Wysiłki nasze kierujemy w stronę rozwoju intelektualnego i duchowego, pomagając zdobywać wiedzę o sobie, o świecie i budować osobistą relację z Bogiem, który kocha i pragnie dla człowieka dobra.
Formacja zgromadzenia jest ukierunkowana na solidarność z ludźmi w krajach misyjnych. Jakie dziś są potrzeby misyjne, na co Siostry kładą nacisk? Jak wygląda ewangelizacja?
Młody Kościół czadyjski choć przechodzi stopniowo na pełną samodzielność, personalną i finansową, wciąż potrzebuje pomocy i wsparcia. Ewangelizacja dokonuje się tam na każdym polu naszego oddziaływania, czy to poprzez edukację formalną i nieformalną, troskę o chorych na AIDS, nadzór nad katechezą, czy uczestnictwo w życiu parafii.
Jedną z form zaangażowania w życie parafialne jest udział w spotkaniach tzw. wspólnot podstawowych. Wspólnoty te dobierają się według kryterium językowego zważywszy, że w kraju obok obowiązujących francuskiego i arabskiego, którymi nie wszyscy się posługują, istnieje ok. 170 języków etnicznych. Spotykają się one raz w tygodniu i jednym z celów tych spotkań jest lektura i dzielenie się Ewangelią z liturgii niedzielnej. Uczestnicy wymieniają się swoim rozumieniem Słowa Bożego i odczytywaniem Bożych wezwań.
Ludzie ci – dorośli i młodzież - bardzo często okazywali wdzięczność za to, że mają pośród siebie „siostrę starszą w wierze”, która na równi z nimi dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem Pana Boga, która potrafi odpowiedzieć na ich pytania, czy wątpliwości. Będąc we wspólnocie, mieli poczucie, że głos każdego jest ważny. Ci ludzie, tak to odczytuję, bardzo bliscy tego, co naturalne, są jednocześnie blisko Boga. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to pozytywna strona ich ubóstwa, niejako dar.
Proszę opowiedzieć o swoich zadaniach. Interesujące byłoby opowiedzenie o szczególnym wydarzeniu, które było budujące.
Zajmowałam się w Czadzie nauczaniem w naszym liceum w stolicy i prowadziłam zajęcia wyrównawcze, pozalekcyjne, w ośrodku prowadzonym przez inne siostry, także w stolicy. Zajmowałam się formacją pedagogiczną nauczycieli w naszym gimnazjum rolniczym, można powiedzieć, w buszu oraz sprawowałam nadzór nad katechezą w parafii, współpracując z katechistami.
Wyzwaniem dla tamtejszego Kościoła jest pogłębianie życia duchowego. We współpracy z siostrami z innych zgromadzeń podejmowałyśmy, realizując program „Inicjacja do życia duchowego”, kroki w tym kierunku. Celem programu była pomoc człowiekowi w otwieraniu się na modlitwę myślną, na medytację.
Osobista relacja z Bogiem – chcemy to przekazać tamtejszej ludności - wyzwala z lęku i pozwala doświadczać miłości, która przemienia, przywraca życie. Uczestnicy dowiadywali się, czym jest towarzyszenie duchowe i mogli o nie prosić, jeśli im na tym zależało. Bardzo cennym doświadczeniem dla mnie było to, że mogłam obserwować, jak człowiek wyzbywa się lęku wspomagany życzliwością drugiego człowieka.
Budujące też było odwiedzanie osób chorych, całą wspólnotą, która wcześniej uczestniczyła w rozważaniu Słowa Bożego. Animator zwykle zarządzał składkę, były to bardzo symboliczne kwoty i udawaliśmy się do domu chorego, by z nim lub z jego rodziną pobyć chwilę i razem się pomodlić. Siła więzi międzyludzkich i wrażliwość na różnoraka biedę drugiego jest tam bardzo duża. Tak było w przypadku wspólnoty podstawowej.
Razem z młodzieżą szkolną natomiast, np. z okazji Światowego Dnia Chorych, urządzane były w szkole zbiórki artykułów pierwszej potrzeby: mydło, cukier, ryż, olej, po czym składaliśmy wizytę w szpitalu dziecięcym odwiedzając chorych sala po sali, by ich obdarować, porozmawiać i, uprzednio zapytawszy o zgodę, wspólnie się pomodlić. Nigdy nie spotkaliśmy się z odmową, nawet, jeśli spotykaliśmy dzieci i rodziny muzułmańskie.
W Afryce, w Demokratycznej Republice Konga w 2003 roku została śmiertelnie pobita siostra Czesława Lorek. Proszę o przybliżenie kontekstu tej tragedii.
Siostra pełniła funkcję zakrystianki. W tamtym tragicznym dniu, 11 maja 2003 roku, a był to dzień I Komunii Świętej, udała się do kościoła, by przygotować ołtarz na wieczorne nabożeństwo. W kościele napadnięta została przez byłego ministranta - odsuniętego od posługi z powodu nieuczciwości - który szukał tu najprawdopodobniej pieniędzy. Uderzona jakimś ciężkim przedmiotem długi czas leżała nieprzytomna, cała we krwi, aż znalazła ją tam inna siostra.
Po przewiezieniu do szpitala siostra Czesława odzyskała na jakiś czas przytomność, powiedziała w kim rozpoznała sprawcę napadu i przyprowadzonemu do niej kilkunastoletniemu napastnikowi, którego dobrze znała, mogła przed śmiercią spojrzeć w oczy i mu przebaczyć.
Droga wyboru misji przez siostrę Czesławę Lorek może być przykładem. W 1978 roku, podczas pierwszej środowej audiencji Ojca Świętego Jana Pawła II, usłyszała słowa papieża: „Nie zostawiajcie mnie samego”. Wtedy zadała sobie pytanie: „Co mogę dla niego zrobić?” I znalazła odpowiedź: „Będę towarzyszyła Ojcu Świętemu służbą na misjach”, nie zdając sobie sprawy z tego, że Bóg przyjmie nie tylko ofiarę jej życia, ale i śmierci.
Wyjechała do Afryki, do Konga, gdzie pracowała z dziećmi w szkole podstawowej, podziwiając nauczycieli za ich zdolność utrzymania dyscypliny w klasach liczących ponad setkę uczniów. Pomagała więźniom podczas odbywania kary i wtedy, gdy wychodzili z więzienia bez nadziei na znalezienie pracy. Zajmowała się formacją kobiet i dziewcząt w głębokim buszu, założywszy pracownię kroju i szycia, ucząc je także dbałości o higienę, czy produkcji mydła i oliwy.
Czymkolwiek się zajmowała, zdobywała serca ludzi zmysłem wychowawczym, życzliwością i pogodą ducha. W 1995 roku bardzo poważnie zachorowała, co zmusiło ją do powrotu do Europy, gdzie przeszła operację. Kiedy, niemal cudownie, wyzdrowiała, nie było sposobu, aby ją tutaj zatrzymać. Oddana do końca Afryce, chciała jechać „do swoich”, mimo że klimat tam panujący jest bardzo wymagający dla ludzkiego organizmu. A ci dziękowali Panu Bogu, że do nich wróciła i znowu będzie mówić o Nim swoim życiem i posługą. Pamięć o siostrze Czesławie jest żywa wśród nich do dziś.
Siostry ożywiają kult Najświętszego Serca Jezusowego. Czy kult ten wprowadzają Siostry w krajach misyjnych?
Nie sprowadzamy kultu Serca Jezusa do samych praktyk religijnych, ale staramy się prowadzić człowieka do spotkania z Bogiem, z Jego Miłością. Dążymy do wzrostu osoby poprzez odkrywanie i ukazywanie Miłości, co wyraża się w służbie wychowania, a kult Serca Bożego sprawujemy, pomagając człowiekowi, by „otworzył się na prawdę, miłość i wolność, by odkrył sens życia, by wniósł swój twórczy wkład w proces przemiany świata”, stając się coraz pełniejszym człowiekiem, czyli takim, jakim zamierzył go Bóg.
Bo jak mówi św. Ireneusz z Lyonu (II w.): „Chwałą Boga jest człowiek żyjący w pełni”. Kiedy człowiek osobiście doświadczy dobra: życzliwości, pomocy i prawdy o swojej wielkości w Chrystusie, wtedy spotka Boga - Miłość. Dopiero potem można go prowadzić do praktyk, które staną się dla niego bardziej zrozumiałe.