Jeżeli dostrzegasz w sobie „syndrom zajętości”, to zastanów się przed czym uciekasz. Co Ci daje bycie ciągle zajętym?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Gdy spotykam znajomych, to często pytam „co słychać?”. W końcu to takie standardowe rozpoczęcie rozmowy. W odpowiedzi czasem słyszę – „dzieje się!”. Te dwa wyrazy wypowiadane są z błyskiem w oczach, radością, lekko podniesionym głosem. Kojarzy mi się to z reakcją dzieci, które dostały wymarzony prezent i właśnie o tym obwieszczają światu.
W samym „dzieje się!” nie ma nic złego. Człowiek źle znosi całkowity brak bodźców, czyli tzw. deprywację sensoryczną. Bez bodźców, docierających do nas ze świata zewnętrznego i z wnętrza naszego organizmu, nie moglibyśmy prawidłowo funkcjonować i się rozwijać. Dlatego „dzieje się” w wielu wypadkach może odnosić się do czegoś dobrego. Jest jednak taka sytuacja, gdzie ten stan zamienia się w niezdrowy „syndrom zajętości”.
Karol mówi „dzieje się!” w różnych sytuacjach. Na przykład, gdy w niedużym odstępie czasu wypada mu kilka imprez i spotkań (krótko mówiąc, gdy jest rozrywany towarzysko) lub gdy w pracy wiele osób potrzebuje czegoś od niego i on sam nie wie, w co włożyć ręce. Sam przyznaje, że lubi takie sytuacje, wręcz ich szuka.
Gorzej jest, gdy te zdarzenia znikają, a w jego życie na nowo wkrada się monotonia i rutyna. Karol ma wtedy obniżony nastrój, nie ma już w nim tej radości. Z nostalgią wspomina to, co jeszcze ostatnio „się działo” i z tęsknotą oczekuje kolejnej dawki tego typu zdarzeń. A gdy one znów się pojawiają, to upaja się nimi. Ponownie czuje, że żyje i jest szczęśliwy przez ten krótki czas.
Taką zmienność nastrojów można łączyć z cechą jaką jest zapotrzebowaniem na stymulację (u każdego może mieć inny poziom). Osoby o dużym zapotrzebowaniu na stymulację wybierają czynności dostarczające silnych wrażeń, np. skoki ze spadochronem. Jednak w „syndromie zajętości” chodzi o coś innego – o przeciążenie bodźcami.
Karola nie pociągają sporty ekstremalne, odnosi się do nich wręcz z niechęcią. Jest osobą średnio aktywną. Dlaczego więc tak bardzo pragnie tych chwil, o których może powiedzieć „dzieje się!”? Co one mu dają?
Jednym z wytłumaczeń może być to, że gdy Karol jest rozrywany towarzysko lub niezastąpiony w pracy, daje mu to poczucie, że jego życie ma wartość. Jest to taka namiastka, która pozwala zapomnieć o niezadowoleniu z własnego życia. Pozwala mu to poudawać, że wszystko jest dobrze i nic nie musi zmieniać. W takich sytuacjach jego umysł jest tak bardzo pochłonięty analizowaniem i przetwarzaniem dopływających bodźców, że zapomina (tylko chwilowo) o lękach, kompleksach, porażkach, niepodjętych decyzjach i wszystkich innych rzeczach, z którymi powinien się zmierzyć, a nie chce lub boi się tego zrobić.
Gdy w pracy nagle tyle osób go potrzebuje, przy tylu sprawach jest niezbędny, Karol może poczuć się ważny, jego samoocena i poczucie własnej wartości rosną. Czuje się niezastąpiony, potrzebny. Takie sytuacje mogą zaspokajać również inne ważne potrzeby lub tęsknoty. Nie byłoby w tym wszystkim nic złego, gdyby to przyczyniało się do rozwiązywania konfliktów lub problemów, z którymi Karol boryka się od dłuższego czasu. Jednak często takie sytuacje to tylko przykrywki, namiastki zmian. Trwają krótko, pomagają tylko przez moment (chwilowo wzmacniają pewność siebie i samoocenę). Zaryzykuję stwierdzenie, że działają jak narkotyk, bo jak znikają, rzeczywistość wydaje się jeszcze gorsza i bardziej nieznośna. Dlatego, gdy ten nadmiar stymulacji przestaje działać, Karol popada w melancholię lub czuje się nieszczęśliwy z powodu szarości otaczającego go świata.
W końcu znów jest szeregowym pracownikiem lub wraca do czterech ścian swojego Ja, w które nie wdzierają się znajomi, a za to pełno jest obaw, wstydu i poczucia, że jest się nie takim, jakim powinno się być. Karol boi się zmierzyć z tym wszystkim i być może nie umie tego zrobić. Dlatego będzie szukać sytuacji, dzięki którym będzie mógł powiedzieć „dzieje się!” i poczuć chwilową ulgę.
A jak jest u Ciebie? Podejmujesz trud mierzenia się z ograniczeniami? Pracujesz nad sobą, nad swoimi obawami, kompleksami? A może wybierasz iluzję, która daje chwilowe znieczulenie, i pozwala jakoś przetrwać?
Może sądzisz, że to łatwiejsza droga. Z jednej strony tak. Pamiętaj, że to tylko pozornie prostsza ścieżka, ponieważ wymaga ciągłego szukania stymulacji – zdarzeń, które dadzą ukojenie. Gdy ich nie ma, może pojawić się coś na kształt “głodu”, który będzie powodować dekoncentrację, podenerwowanie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że takie osoby jak Karol, gdzieś w głębi swojego serca czują, że kiedyś będą musiały zmierzyć się ze sobą, że nie uda im się cały czas uciekać. Ale tak się tego boją, że popadają w błędne koło – im więcej się dzieje, tym bardziej się boją, że to ustanie. A wtedy… będzie trzeba zacząć żyć prawdziwie, przełamując lęki i akceptując swoje wady.
Jeżeli widzisz w sobie „syndrom zajętości”, to zastanów się przed czym uciekasz. Co Ci daje bycie ciągle zajętym? Uświadomienie sobie korzyści, jakie masz z danego zachowania, jest pierwszym krokiem do zmiany.