Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Radosne roraty?
Ciemny kościół. Trzeba uważać, żeby wchodząc, nie spaść ze schodów. Po drodze szybko wzięta świeczka. Oby w tym roku były takie „niekapki”, bo potem zimowy płaszcz i kozaki upstrzone są elegancko parafiną.
Głęboki oddech na uspokojenie porannego biegu od autobusu czy metra. Drzwi zakrystii się otwierają. Pierwsza mocna smuga światła, przed ołtarz wychodzą księża z pięknym śpiewem Rorate cæli desuper. Oto zaczyna się pierwsza msza św. w adwentowym dniu. Msza roratnia.
Co sprawia, że niektórzy codziennie (nawet w sobotę!) decydują się wstawać tak wcześnie rano i być na Eucharystii? Co jest szczególnego czy wyjątkowego w takiej mszy? I dlaczego warto na niej być codziennie od 28 listopada do 24 grudnia?
Co może wypędzić z łóżka tak rano kogoś, kto ledwo zdąża do pracy na 10.00? Jak przekonać aktywnych zawodowo ludzi do tego, by w sobotę (tak! w sobotę!) nie zareagowali na budzik po 5.00 jak na bzykającego nad uchem w nocy komara? Jedno jest pewne. Najważniejsza jest intencja.
Wyzwanie i szansa
Warto potraktować ten czas jako szczególną szansę. Dostajemy cztery tygodnie, od poniedziałku do soboty, aż do Wigilii, aby zawierzyć Bogu ważną dla nas sprawę. Jedni wybierają intencję „osobistą”, inni modlą się za kogoś innego. To drugie jest chyba nawet bardziej „mobilizujące”. Móc podarować coś z siebie w ważnej sprawie, przekroczyć siebie, być bardziej.
Kiedy intencja jest już wybrana, trzeba znaleźć swój sposób na fizyczne wytrzymanie takiego wyzwania. Warto trochę wcześniej kłaść się spać. Choćby godzinę wcześniej niż zazwyczaj.
Można namówić naszego smartfona, żeby przypominał nam delikatnie, że pora już spać. Jeśli mieszkamy ze współlokatorami – namówmy ich do wspólnego bycia na roratach. Łatwiej wstać rano, kiedy ktoś w domu też zaczyna się krzątać. To oznacza, że można. Namówmy np. przyjaciół, bo taki SMS z rana „już wstałam” albo „wstałeś?” także pomaga podnieść się z ciepłego łóżka. Dwa budziki też bywają przydatne.
A co, jeśli przyjdzie kryzys? W sobotę po całym tygodniu? Albo po dwóch tygodniach, kiedy już organizm krzyczy o odpoczynek? Po pierwsze, niedziela. Właśnie w adwencie można się nauczyć, czym jest świętowanie niedzieli.
Niestety często niedziela tak łatwo zlewa nam się z innym dniami. A tu niedziela jest dniem szczególnym, dniem odpoczynku, celebrowania.
Po to przecież Pan Bóg dał nam niedzielę. Po drugie, Maryja. Roraty to msza wotywna o Najświętszej Maryi Pannie. To jest szczególny czas z Nią. Czas oczekiwania z Maryją na narodziny Chrystusa. Gdy brakuje nam już sił na poranne wstawanie, zwyczajnie najlepiej poprosić Maryję o pomoc. Zawierzyć Jej ten czas. Poprosić, aby rano nas szturchnęła. Po przebudzeniu, kiedy budzik nieubłaganie dzwoni, warto powiedzieć Jej: „Mamo, wstaję i chcę wypatrywać światła Twojego Syna z Tobą właśnie”.
Ile razy do roku mamy okazję, by podjąć takie wyzwanie? Nie chodzi o ostateczne efekty (bo te, na szczęście, zna sam Bóg), ale o decyzję, że daję coś bardzo konkretnego z siebie (to tylko komfort np. jednej dodatkowej godziny snu).
„Przepis” na radosne oczekiwanie
Świadomość tego, że mija pierwszy tydzień adwentu i wytrwało się w swoim postanowieniu, jest zwyczajnie... radosna! O tę właśnie radość m.in. chodzi w adwencie. Radość bycia dla kogoś innego, radość codziennej mszy św., spotykania często tych samych ludzi w kościelnej ławce.
Oto „przepis” na radosne oczekiwanie. Tak, wymagający wysiłku. Ale tylko coś, w co włożyliśmy dużo serca, jest naprawdę radosne! Zatem... radosnego porannego wstawania!