separateurCreated with Sketch.

Wolałem grać niż spędzać czas z dzieckiem i żoną. Pomogła mi… “Koronka”!

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Bywałem zaaferowany grami do tego stopnia, że po nocach śniły mi się kolejne poziomy i plansze.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Bywałem zaaferowany grami do tego stopnia, że po nocach śniły mi się kolejne poziomy i plansze.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Za każdym razem kiedy zasiadałem do kolejnej gry komputerowej, pochłaniała mnie w całości. Od paru lat jednak nie wracałem do gier prawie wcale. Stało się tak za sprawą Karola – nowego członka naszej rodziny, którego narodziny przewartościowały to i owo w naszym życiu. Czasu wolnego zaczęło brakować, a każda nocna przespana godzina była na wagę złota. Pociąg do gier pozostał ten sam, natomiast mogłem o nich tylko poteoretyzować lub powspominać.

Tak było do czasu, aż kolega z pracy nie przyniósł na smartfonie nowej gry. Gry, przed którą nie trzeba było siedzieć godzinami,ani specjalnie włączać komputera. Wystarczyło mieć co najmniej pięć minut, żeby zagrać. Rozwiązanie wręcz idealne dla ojca, który z ledwością znajdował czas, aby spokojnie poczytać książkę. No i zaczęło się.

Jednorazowe pięciominutówki zaczęły się jakoś dziwnie mnożyć w ciągu dnia. Wieczorami nawet dochodziło do czterdziestominutowych sesji, które raczej pobudzały niż uspokajały przed snem. W pewnym momencie zacząłem się niepokoić. Czy aby nie za dużo poświęcam czasu na grę? Może Karol wolałby, żeby tata budował z nim wieżę z klocków niż jeździł palcem po zielonym ekranie telefonu tam i z powrotem.  Z drugiej strony przychodziły do mnie myśli, które rozwiewały moje wątpliwości i usprawiedliwiały czas spędzany na graniu. Teraz mam wrażenie, że wyglądało to trochę jak z kreskówki o Tomie i Jerrym, gdzie z jednej strony pojawiał się mały aniołek, a z drugiej  czerwony gość z widłami.

Uczucie niepokoju jednak utrzymywało się, a nawet wzrastało. W pewnym momencie zauważyłem, że czas, który kiedyś poświęcałem na krótkie modlitwy w ciągu dnia, teraz zabierała mi gra. Moje relacje z Najwyższym jakby spadły na niższe poziomy, odwrotnie proporcjonalnie do poziomów w mojej grze. Modlitwy stały się suche i rutynowe. Czyżby Pan Bóg o mnie zapomniał? – pytałem siebie.

Nie. To raczej ja o Nim zapominałem. Za każdym razem odpalając grę, wyłączałem myślenie, aby skupić się na podnoszeniu wirtualnego doświadczenia. Sygnały były coraz bardziej zatrważające. Nie byłem jednak w stanie usunąć gry. Coś mnie powstrzymywało. Z pomocą przyszła Koronka do miłosierdzia Bożego. Pewnego razu zamiast zagrać, wziąłem różaniec i odmówiłem Koronkę. Poczułem się tak jakoś lekko. Uczucie było podobne do wygranej w grze, ale znacznie mocniejsze i dające spokój. Ta sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy, aż w końcu odinstalowałem grę. Wtedy dopiero poczułem taką permanentną lekkość. Lekkość, która już pozostała.

To może błaha historyjka, ale prawdziwa. Z perspektywy czasu dopiero teraz widzę, jaki byłem zaślepiony. Jaki byłem zaszyty w swoim egoizmie, kradnąc czas żonie, dziecku i Panu Bogu. Nie chcę twierdzić, że gry komputerowe czy te na smartfony, są sprawką szatana i trzeba ich unikać jak ognia. Ale niewątpliwie mogą doprowadzić do stanu, w którym przestaniemy się kontrolować. A stamtąd już tylko krok do grzechu i uzależnienia.

Moja przygoda z grą pokazuje sprytny mechanizm działania złego ducha. Wkrada się on niewinnie i po cichutku do naszego życia. Podaje nam proste i niewzbudzające podejrzeń narzędzia. Zaczyna podpowiadać, zachęca, usprawiedliwia. Wciąga nas w swoją “grę”, aż w końcu stanie się ona przymusem. Zacznie karmić nasz egoizm, wzbudzać frustrację, później agresję. Dalsza droga to już równia pochyła. Na szczęście jest Pan Bóg. On też ma swoje specjalistyczne narzędzia. Potrafi wyciągnąć nas z gorszych tarapatów niż gra na smartfona. Tylko jest jedna różnica. On się w ogóle nie narzuca. On nie zmusi Cię, żebyś coś zostawił lub zmieniła. Sama lub sam musisz Go o to poprosić. Przyznać, że nie dajesz rady, że sprawy wymknęły się spod kontroli.

Zaglądnij w swoje życie i popatrz, czy coś w nim jest nie tak. W razie czego Pan Bóg już dobrze będzie wiedział, co robić.

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More