Gdyby nie królowa Elżbieta i jej obłędny rolls-royce, Sting do dziś mógłby być facetem ze stoczni.Dziś na torcie Stinga zapłonie 65 świeczek. Dla wielu (w tym także dla mnie) to niewiarygodne, że idol z czasów liceum osiągnie wiek, w którym jeszcze do niedawna można było przejść w Polsce na emeryturę. A ponieważ ta skłania do podsumowań, możemy pokusić się o pewne résumé kariery brytyjskiego artysty.
Gordon Matthew Sumner (tak naprawdę nazywa się muzyk) urodził się 2 października 1951 roku w Wallsend, stoczniowej części Newcastle. Ostatni album Stinga “The Last Ship”, wystawiony jako musical na Broadwayu, opowiada o życiu robotników pracujących nad kolejnymi statkami. Sugestywny opis ulicy, na końcu której tydzień po tygodniu wyrastały burty ogromnych statków wszelkich klas, pokazuje, jak ponure i przytłaczające było to miejsce.
Dzięki miłości do muzyki i wytrwałej pracy Sting przełamał swoje przeznaczenie i uciekł do lepszego świata. Podczas koncertu promującego “stoczniowy” album opowiadał taką historię: na uroczystość wodowania statku do Wallsend zawsze przybywał ktoś z rodziny królewskiej.
Tej soboty mama ubrała mnie w odświętne ubranko, którego nienawidziłem. Wszyscy byli bardzo przejęci, nawet komuniści. Przyjeżdża królowa matka! Staliśmy tam i nagle u szczytu ulicy pojawiła się eskorta na motocyklach, a za nimi gigantyczny Rolls-Royce. Płynął majestatycznie ulicą. (…) Limuzyna przejeżdża obok mnie, więc macham do królowej chorągiewką, a ona mi odpowiada i jeszcze się uśmiecha. Wypatrzyła mnie w takim tłumie! (…) Zaraziłem się wtedy myślą, że nie chcę stać na tej ulicy, a potem chodzić do stoczni. Chcę siedzieć w tym aucie!”
Jako frontman The Police, założonej przez Stewarda Copelanda rockowej grupy, Sting wyrobił sobie nazwisko i zapewnił bezpieczną przyszłość. To pełne energii trio, chyba z uwagi właśnie na silne osobowości, przetrwało zaledwie kilka lat, ale pozostawiło po sobie piosenki, które po dziś dzień uchodzą za klasykę lat 80-tych.
Jako artysta solowy spełniał się na kolejnych 12 albumach, a już wkrótce (11 listopada) na rynek trafi kolejne muzyczne dziecko artysty, płyta “57th& 9th”.
Obok kariery muzycznej Sting kilka razy stawał przed kamerą. Najgłośniejszą z jego kreacji była postać Feyda-Rauthy w filmie Davida Lyncha „Diuna” (1984), nakręconym na podstawie głośnej powieści pod tym samym tytułem autorstwa Franka Herberta. Gościnnie pojawiał się także w epizodach telewizyjnych w “Kapitanie Planecie i Planetarianach”, “Simpsonach” i “Ally McBeal”. W 1989 roku wystąpił w broadwayowskim musicalu “Opera za 3 grosze”.
W 1989 roku Sting założył Rainforest Foundation Fund, wspierającą ochronę lasów tropikalnych w Amazonii. Organizacja nie ogranicza się jednak do ochrony naturalnego środowiska, ale wspiera lokalne społeczności, broniąc ich praw do ziemi oraz pomagając w rozwoju edukacji i zachowania języka. Programy fundacji działają nie tylko na terenie Amazonii, ale również w Afryce i Azji. W dowód uznania dla zasług Stinga w dziedzinie ochrony lasów tropikalnych jeden z gatunków żab odkrytych w Kolumbii został nazwany Dendropsophus stingi.
Ekologia jest jednym z obszarów, na którym Sting chętnie i często zabiera głos, sam także stara się być eko. W swojej toskańskiej posiadłości produkuje wino (któremu nazw użyczają tytuły utworów muzyka), oliwę oraz miód, oczywiście wszystko jest wytwarzane zgodnie z zachowaniem wyśrubowanych standardów ekologicznych.
Bilansu Stinga jako spełnionego emeryta nie wyczerpują także siedemnastokrotnie zdobyte nagrody Grammy (licząc z osiągnięciami The Police) i trzy nominacje do Oskara. Więcej podziwu budzi we mnie fakt, że choć przez wiele lat Sting nie wydał nowego, autorskiego albumu, to przełamał się w końcu wspomnianym autobiograficznym musicalem “The Last Ship”. Komentarzem do tego milczenia jest pierwszy singiel z nowej płyty “I Can’t Stop Thinking About You”, opowiadający o niczym innym, jak niemocy twórczej.
Inne utwory z tego albumu zainspirowane zostały m.in. zmianami klimatu i kryzysem migracyjnym, a także odejściem innych artystów, m.in. Prince’a, Davida Bowie.
Sting, mam nadzieję, że na emeryturę Ci niespieszno. Graj nam sto lat!