Fotografia reporterska nie tylko potrafi nieść poruszające treści, ale także skutecznie wpływać na opinię publiczną. Oto kilka przykładów.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Pierwszą technikę fotograficzną – od nazwiska jednego z jej wynalazców Louisa Daguerre’a – nazwano dagerotypią. Materiałem światłoczułym była warstewka jodku srebra na powierzchni polerowanej i posrebrzonej płytki miedzianej. Obraz po naświetleniu wywoływany był za pomocą rtęci. Zdjęcie charakteryzowało się dużą rozdzielczością oraz bogactwem szczegółów. Powierzchnia dagerotypu była niezwykle wrażliwa na dotyk, dlatego zdjęcia umieszczano za szkłem w specjalnym etui.
Dziś fotografia jest równie „wrażliwa” i potrafi nieść ze sobą niezwykle poruszające treści. Przykładem może być chwytająca za serce fotografia syryjskiego chłopca, Omrana, uratowanego (na jak długo?) z gruzowiska w Aleppo.
Nie po raz pierwszy fotografia (szczególnie reporterska) budzi takie emocje. Niemal dokładnie rok temu serwisy informacyjne obiegły zdjęcia ciała 3-letniego Alana Kurdiego, wyrzuconego na brzeg Morza Śródziemnego. Chłopiec chciał dostać się do Europy. Jego śmierć znalazła się na okładkach 70 gazet na całym świecie, stając się symbolem kryzysu imigracyjnego w Europie.
Podobnych przykładów mamy w historii wiele. 8 czerwca 1972 roku Nick Ut, początkujący fotograf Associated Press, zrobił zdjęcia dzieciom uciekającym z podpalonej napalmem przez wojska południowowietnamskie wioski Trang Bang.
Wśród spokojnie idących drogą żołnierzy, biegną ogarnięte paniką dzieci – wśród nich naga 9-letnia Kim Phuc, która przed chwilą zrzuciła z siebie palące się ubranie. Wraz z nim dziewczynka zostawiła na drodze tlące się jeszcze fragmenty skóry.
Powrót do zdrowia fizycznego kosztował małą Kim 17 przeszczepów i 14 miesięcy życia oraz codzienne kąpiele, które przyspieszały odpadanie martwego naskórka.
Jak sama przyznała w 40. rocznicę zrobienia zdjęcia, przez jeszcze wiele lat była „napalm girl”. Komunistyczny rząd wykorzystywał propagandowo tragiczną w skutkach pomyłkę wojsk południowowietnamskich, które – nieświadome tego – zaatakowały cywilów.
Kim nie dawano spokoju, aranżowano i kontrolowano jej spotkania z zachodnimi dziennikarzami, sterowano jej życiem. W końcu udało się jej wyjechać na Kubę, a stamtąd do Kanady, gdzie otrzymała obywatelstwo. Dziś Kim jest ambasadorem Dobrej Woli przy UNESCO i pomaga dziecięcym ofiarom wojen na świecie.
Fotografia uciekającej z płonącej wioski dziewczynki przełamać musiała jeszcze jedną barierę. Associated Press twardo trzymało się zasady, aby nie publikować zdjęć nagich postaci. Co dopiero uciekających w popłochu dzieci. Kierownik agencji zadecydował o przesłaniu jej do centrali w Nowym Jorku. Wkrótce zdjęcie spod Trang Bang stało się kanonicznym, jeśli chodzi o wojnę w Wietnamie, i jednym z jej najwymowniejszych symboli. Wielu uważa, że to dzięki niemu nacisk opinii publicznej wzmógł się, a wojna szybciej się zakończyła.
Fotografia reporterska ma jeszcze jedną cechę, o której warto pamiętać. Każdy człowiek, będąc w odpowiednim miejscu i czasie, może zrobić zdjęcie, które sprawi, że poruszą się serca tysięcy ludzi. Dzięki temu fotografia jest jedną z najbardziej demokratycznych dziedzin sztuki. Warto jednak pamiętać, że taki „strzał” życia nie czyni z nas jeszcze fotoreporterów.