Powodowany jakimś profetycznym przeczuciem, papież słusznie określił ten konflikt mianem „koszmarnego i nieodwracalnego w skutkach przedsięwzięcia”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Raport sir Johna Chilcota (sporządzony przez specjalną komisję śledczą brytyjskiego rządu) ukazał bezsensowny i absurdalny charakter konfliktu zbrojnego, rozpętanego w marcu 2003 roku przez siły międzynarodowej koalicji w celu usunięcia Saddama Husseina. Dyktatora wprawdzie obalono, ale jednocześnie zamieniono Irak w siedlisko terroryzmu i przestępczości zorganizowanej. Będący u schyłku życia i walczący z chorobą Jan Paweł II do ostatniej chwili zabiegał wówczas o rozwiązanie narastającego konfliktu na drodze dyplomatycznej. Niestety na próżno.
Koszmarne i nieodwracalne w skutkach przedsięwzięcie
W styczniu 2003 roku, na śniadaniu roboczym z udziałem zaproszonych watykanistów, ówczesny sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Angelo Sodano zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących coraz bardziej prawdopodobnej interwencji zbrojnej, którą Stany Zjednoczone i Wielka Brytania planowały podjąć przeciwko Irakowi.
W pamięci niejednego z uczestników spotkania utkwiła wówczas ta oto wypowiedź hierarchy, który mówił w imieniu Jana Pawła II: „Zwracamy się do naszych amerykańskich przyjaciół z apelem o rozsądek: zróbcie rachunek sumienia i zastanówcie się przede wszystkim, czy z waszego punktu widzenia ma w ogóle jakikolwiek sens rozdrażnianie liczącej miliard wyznawców społeczności muzułmanów i ściąganie na siebie wrogości całego świata islamskiego na być może wiele dziesięcioleci? Czy tego właśnie chcecie?”.
Jakże dalekowzroczne były słowa papieskiego dyplomaty. Z uwagi na świadomość grożącej mieszkańcom regionu katastrofy humanitarnej Jan Paweł II, wykorzystując w pełni swój charyzmat osobisty, do ostatniej chwili nie ustawał w wysiłkach dyplomatycznych na rzecz zażegnania niebezpieczeństwa wybuchu wojny. Jak się później okazało, powodowany jakimś profetycznym przeczuciem, papież słusznie określił ten konflikt mianem „koszmarnego i nieodwracalnego w skutkach przedsięwzięcia”.
Bez szans na kompromis
W ramach podejmowanych przez siebie działań dyplomatycznych mających na celu uchronienie świata przed wojną, kard. Karol Wojtyła nie tylko osobiście spotykał się z wieloma przywódcami i głowami państw, które pragnął zjednać dla idei znalezienia pokojowego rozwiązania impasu, ale niejednokrotnie korzystał też z pomocy swych specjalnych wysłanników. Należeli do nich m.in. kard. Roger Etchegaray, którego papież skierował do Iraku w celu przeprowadzenia rozmowy z Saddamem Husseinem, oraz kard. Pio Laghi, który udał się do Waszyngtonu na rozmowę z Georgem Bushem.
Dziś, z perspektywy czasu, wiemy już, że przyjęta wówczas przez koalicję antysaddamowską doktryna „uderzenia wyprzedzającego” z góry przekreślała jakiekolwiek szanse na wypracowanie kompromisu mogącego ocalić pokój. W świetle ujawnionych kilka lat później faktów o nieprawdziwych informacjach wywiadowczych na temat składów broni masowego rażenia, mających jakoby znajdować się w kontrolowanym przez reżim Iraku, jeszcze bardziej napełnia wszystkich ludzi dobrej woli graniczącym z niedowierzaniem uczuciem głębokiego rozgoryczenia, żalu i smutku, obnażając zarazem absurdalny i haniebny charakter tej wojny.
Potwierdzeniem tego jest niedawno opublikowany tzw. raport Chilcota. W raporcie stwierdza się, że ówczesny premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, podobnie jak George Bush junior byli zwolennikami opcji prowojennej za wszelką cenę i nie dopuszczali nawet myśli o szukaniu alternatywnych możliwości rozwiązania konfliktu.
Nie słuchano Kościoła
Dziś nie jest już dla nikogo tajemnicą, że wojny wygrywa się w pierwszej kolejności w wymiarze propagandowym. I tak też było w tym konkretnym przypadku. Bo przecież czymże innym, jak nie brutalną i wyrachowaną propagandą, obliczoną na zmanipulowanie światowej opinii publicznej, były rozpowszechniane drogą medialną kłamstwa prowojennego lobby na temat rzekomo ukrywanych na terenie Iraku składów broni masowego rażenia i arsenałów zakazanej przez międzynarodowe konwencje, budzącej powszechne przerażenie broni chemicznej.
Jednocześnie ignorowano i nie dopuszczano do medialnego przekazu nawoływań i ostrzeżeń Kościoła oraz innych środowisk przeciwnych wojnie na temat konsekwencji, jakie musiała ona nieuchronnie za sobą pociągnąć. A w szczególności na temat groźby wszechogarniającego kraj i region chaosu oraz postępującego w ślad za nim rozkwitu islamskiego terroryzmu.
W efekcie rozpętanej przez administrację George’a Busha i rząd Tony’ego Blaira wojennej pożogi, określanej mianem II wojny w Zatoce Perskiej, śmierć na irackiej ziemi zebrała niezwykle krwawe i obfite żniwo w postaci kilkuset tysięcy ofiar cywilnych unicestwionych przez, jak się okazało, niestety wcale nie aż tak inteligentne bomby, jak to deklarowali koalicyjni agresorzy. Pozostałe skutki tego absurdalnego konfliktu zarówno kraje Bliskiego Wschodu, jak i kraje innych części świata odczuwają w większym lub mniejszym stopniu jeszcze po dzień dzisiejszy.
Jan Paweł II: świadek wojennego koszmaru
Kiedy z czasem okazało się, że wojna jest nieunikniona, Jan Paweł II ogłosił dzień 5 marca 2003 dniem modlitwy i postu w intencji pokoju w Iraku i Ziemi Świętej, a na jego zaproszenie do wzięcia w nim udziału odpowiedzieli masowo ludzie z całego świata, przynależący do różnych religii.
W niedzielę 16 marca 2003 r., w swym przemówieniu wygłoszonym przed modlitwą Anioł Pański na placu św. Piotra w Rzymie, Jan Paweł II zwrócił się do słuchających go wiernych i całej społeczności międzynarodowej tymi oto słowami: „W obliczu straszliwych konsekwencji, jakie międzynarodowa operacja zbrojna niosłaby dla ludności Iraku i równowagi całego, i tak już mocno doświadczonego, regionu Bliskiego Wschodu oraz mając na uwadze niebezpieczeństwo uaktywnienia się ekstremizmów, wołam do wszystkich: wciąż jeszcze jest czas na negocjacje; wciąż jeszcze jest szansa na pokój; nigdy nie jest za późno na to, aby się porozumieć i kontynuować rozmowy pokojowe”.
Chwilę później do milionów ludzi na całym świecie z głębi serca popłynęło pamiętne papieskie przesłanie: „Ja należę do tego pokolenia, które doświadczyło koszmaru II wojny światowej i któremu udało się przeżyć. Wszystkim młodym ludziom oraz wszystkim, którzy są ode mnie młodsi i którzy w związku z tym sami tego nie doświadczyli, mam dziś obowiązek powiedzieć: Nigdy więcej wojny!”.
Znany już dziś wszystkim przebieg późniejszych wydarzeń nie pozostawia cienia wątpliwości co do tego, że należało dać dużo większy posłuch proroczym i pełnym dalekowzrocznej mądrości słowom Jana Pawła II, sędziwego świadka historii, pamiętającego czasy największych okropieństw XX wieku, jakie dane było mu przeżyć w sponiewieranej przez los ojczyźnie, zamiast rozpętywać jakże bezsensowną i absurdalną wojnę.
Zignorowany głos irakijskich chrześcijan
Z dużo większą atencją i powagą należało również wsłuchiwać się w głos mieszkających w Iraku chrześcijan, których apele i nawoływania o nieuleganie szkodzącym sprawie pokoju manipulacjom zachodniej machiny propagandowej skwapliwie bagatelizowano, czyniąc przedmiotem zadziwiająco niewybrednych kpin, a w najlepszym wypadku zbywano bezpodstawnymi oskarżeniami o nieobiektywność i niewiarygodność, które jakoby miały mieć swe źródło w rzekomej zależności finansowej tamtejszych środowisk pacyfistycznych od irackiego dyktatora.
Wymownym potwierdzeniem opisanego wyżej klimatu są wypowiedziane jeszcze przed zbrojną fazą konfliktu słowa biskupa Babilonu, Shlemona Warduniego: „Staramy się uświadomić środowiskom politycznym i dyplomatycznym, że Zachód tak naprawdę wie bardzo niewiele na temat Iraku oraz na temat mechanizmów i zasad, na jakich opiera się funkcjonowanie i życie tego kraju. Podejmowanie jakiejkolwiek interwencji w oparciu o tak skąpe i powierzchowne informacje, czy wręcz na podstawie błędnych przekonań, może jedynie pogorszyć i tak już niesamowicie trudną sytuację, doprowadzając do katastrofy humanitarnej o kolosalnych rozmiarach”.
Tymczasem, jak pokazał późniejszy rozwój wydarzeń, iraccy chrześcijanie będący zadeklarowanymi przeciwnikami koalicyjnych planów interwencji zbrojnej w Iraku, nie byli „wspólnikami Saddama”, lecz najzwyczajniej w świecie trzeźwo patrzącymi na życie realistami, którzy – w odróżnieniu od entuzjastów opcji prowojennej – potrafili zachować zdrowy rozsądek i jakże pożądany w tak dalece kryzysowej sytuacji kręgosłup moralny.
Krwawe i bezwzględne żniwo terroryzmu, którego dziś na co dzień jesteśmy świadkami, zatacza coraz szersze kręgi. Działa na tak dużą skalę, że środki masowego przekazu ledwo nadążają z relacjonowaniem wydarzeń. Najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że wciąż jeszcze niezamknięty bilans rozpętanej 13 lat temu wojny prezentuje się nie tylko tragicznie, ale i wyjątkowo cynicznie.
Tekst opublikowany w serwisie Vatican Insider.
Tłumaczenie, redakcja i śródtytuły: Aleteia.