Postawili wszystko na jedną kartę, żeby wziąć udział w Światowych Dniach Młodzieży.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Światowe Dni Młodzieży w Sydney. Ania wiedziała, że musi tam dotrzeć. Nie miała grosza przy duszy, a mimo to dopięła swego. W pewnym sensie kupiła bilet za… śmieci.
Światowe Dni Młodzieży w Rio de Janeiro czy tułaczka po Tybecie w poszukiwaniu sensu. Przed takim wyborem stał Dominik. To, co go spotkało, uważa za cud, który zupełnie zmienił jego życie.
I wreszcie Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Rodzinny dom Oli oddalony jest od tego miasta zaledwie 60km, ale ona sama mieszka ponad tysiąc kilometrów stąd. Praca czy pielgrzymka? Wybór był oczywisty!
Poznajcie historie Bożych szaleńców.
ANIA
Jest rok 2008, a ja siedzę w samolocie, kierunek Australia i ryczę jak małe dziecko. Spełniło się moje największe marzenie! Tfu, nic się samo nie zrobiło, trochę mu pomogłam.
No właśnie, nie miałaś lekko. Jeden z rodziców na bezrobociu, sama opłacałaś sobie studia. Ktoś wiedział o Twoim marzeniu?
Wszyscy! (śmiech) Chodziłam jak nakręcona, kombinując, jak tu uzbierać tak niewyobrażalną dla mnie sumę pieniędzy. W skarbonce miałam 100zł na czarną godzinę.
I na co je wydałaś?
To był mój wdowi grosz. Takie małe przekupstwo. Chociaż “umowa” lepiej brzmi (śmiech). Zawarłam układ ze świętym Antonim. Dowiedziałam się, że to święty biznesmen – dajesz mu kasę, a on wyprasza stokroć więcej dla ciebie. No więc obiecałam mu, że przekażę moje ostatnie grosze na ubogich, a on pomoże mi znaleźć kasę na bilet lotniczy.
Co było pierwszym znakiem potwierdzającym Waszą współpracę?
Pierwszy był telefon od znajomego księdza, który dorzucił się do puli. To było bardzo motywujące, tym bardziej, że o moim układzie z Antonim nikt nie wiedział. Potem sprzedawałam makulaturę i złom. Jak nigdy wcześniej, znajdowałam albo dostawałam bardzo opłacalne rzeczy, to były znaki Boże.
Czyli można powiedzieć, że na ŚDM do Sydney poleciałaś za śmieci?
Dokładnie tak! I wcale się tego nie wstydzę! To był czas megadeterminacji, wiary i dostrzegania małych cudów w codzienności. Ale też dobroci ludzi. Znajomi i rodzina zrobili na moje urodziny zrzutkę, to było miłe doświadczenie wspólnoty. Potem dostałam nieoczekiwaną premię w pracy i…
I grosz do grosza, aż w końcu stanęłaś na odległym kontynencie. Pamiętasz pierwszą myśl lub emocję, kiedy wylądowałaś w Australii?
Pamiętam, że non stop płakałam jak bóbr. Wiedziałam, że z mojego szczęścia płakali w domu rodzice. I że św. Antoni ma z tej swojej beksy niesamowity ubaw (śmiech). To było cudowne uczucie!
DOMINIK
Co Cię tknęło, żeby polecieć właśnie na Światowe Dni Młodzieży? To dosyć skrajna opcja w porównaniu do ciszy tybetańskich mnichów.
Pochodzę z katolickiej, niepraktykującej rodziny. Miałem dosyć sprzeczności. Nie miałem stałego gruntu pod nogami. Czułem się jak na duchowej tratwie. Nie wiedziałem w co i czy w ogóle wierzyć. Czułem w sobie gniew. Chciałem coś zmienić. Znaleźć sens.
Jak podjąłeś decyzję: wypisałeś na kartce plusy i minusy czy może zrobiłeś losowanie?
Ani tak, ani tak. To był długi proces. Zaczęło się od papieża Franciszka, jego czytelnych gestów, prostych słów. Patrzyłem na tego staruszka i coś we mnie drgnęło. Zaciekawił mnie. Zaintrygował. On już chyba tak ma, że daje się lubić nawet lewakom i ludziom z tzw. pogranicza wiary/niewiary. No, ja byłem jednym z nich.
Ale od zaciekawienia Franciszkiem do kupienia biletu na ŚDM w Rio daleka droga.
I pokręcona. Mam poczucie, że Bóg wykorzystał moje niezbyt szczelnie zamknięte serce i przez tę szczelinę powoli, powoli wlewał pragnienie. Ni stąd, ni zowąd spotykałem ludzi, którzy nagle zaczynali gadać o ŚDM. Wpadały mi w oko strony, grafiki i nagrania związane z Rio. Wiesz, kropla drąży skałę.
I już? Tak po prostu wydrążyła?
Nieeee. To chyba nigdy nie dzieje się ot tak. Ani nie byłem praktykującym katolikiem, ani w ogóle żadnym. Bóg swoje, a ja swoje. Dlatego kupiłem bilet do Nepalu. Miałem pojechać tam ze swoją dziewczyną, żeby szukać sensu i szczęścia. To miały być wakacje życia…
Ale?
Okazały się śmiercią starego człowieka i narodzeniem nowego. Ci ludzie gadający o ŚDM, o których wspomniałem, okazali się drogowskazami. Z jednym z nich się zaprzyjaźniłem. On zapoznał mnie z księdzem, całkiem spoko człowiekiem. Dużo gadaliśmy. Poznawaliśmy się. Aż w końcu usłyszałem, że muszę wybrać, że muszę się określić. To było oczyszczające. Odwołałem lot do Nepalu, zerwałem relację z dziewczyną, którą bardzo raniłem i której nie potrafiłem dojrzale kochać, straciłem wielu kumpli, którzy ciągnęli mnie w dół, wyspowiadałem się z całego życia i kupiłem bilety do Rio.
Słono zapłaciłeś.
Tak, to cena za moje nowe życie. Życie w Bogu.
OLA
Kiedy słyszysz Światowe Dni Młodzieży, to?
To przypomina mi się moje dzieciństwo i kuzynka, która jeździła na spotkania młodych z Ojcem Świętym. Chciałam i ja! Bardzo! Czekałam tylko, aż „będę duża”.
Jesteś duża od kilku lat…
I dlatego spełniłam swoje marzenie, jadąc na ŚDM do Madrytu! Tam poznałam ludzi z całego świata, z niektórymi utrzymuję kontakt do dziś. Od kiedy ogłoszono, że następne ŚDM odbędą się w Krakowie, byłam pewna, że i ja wezmę w nich udział!
Ale mieszkasz w Holandii…
Moje losy trochę się zawirowały. Wyjechałam do pracy, po samodzielność i niezależność. Ale kiedy na niedzielnej mszy jedną z intencji modlitewnych były ŚDM w Krakowie, przeszedł mnie dreszcz i dopadł smutek. W głowie miałam milion myśli: jechać, zostać, co robić? Z jednej strony chciałam odpuścić, żeby zrealizować swój cel do końca, z drugiej strony czułam, że będę żałować, jeśli nie pojadę.
A jednak rzuciłaś pracę i postanowiłaś pojechać do Krakowa na ŚDM. To niełatwy wybór, bo jego główną składową jest niewiadoma. Co Ci pomogło podjąć ostateczną decyzję?
Świadomość, że spotkanie młodych z całego świata odbywa się 60 kilometrów od mojego domu! Zaczęłam zadawać sobie pytanie: co ja tu robię?! Na kilka dni przed ŚDM coś mnie tknęło i zaczęły pojawiać się „znaki”. Najpierw dostałam wiadomość od Ciebie, zatytułowaną “ŚDM – przygoda, przygoda!”, w której zapytałaś, czy zrobiłam coś “WOW”, żeby być na ŚDM, a potem, kiedy już podjęłam decyzję, że rzucam wszystko i jadę do Franciszka, zupełnie obca mi osoba zaoferowała mi wejściówkę!
Co zrobisz po zakończeniu spotkania?
No właśnie, najtrudniejsze w podjęciu tej decyzji było pytanie: co po ŚDM? Ale o to będę się martwić później. Ufam w Boży plan.