Napiszę Wam dziś o moim dziadku. Dziadku Ignacym.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Mój dziadziuś był cudownym, kochanym dziadkiem, ale też dziadkiem nieoczywistym, nietypowym, czyli w byciu dziadkiem nie był nigdy… dziadem. Słynął z abstrakcyjnych zachowań, żartów, a także dziwnych kąpielówek, tzw. pantalonów, i specyficznego oldskulowego stylu pływania „na boku”.
Dziadek z racji swej AK- owskiej przeszłości był dziadkiem dziarskim, nosił się po wojskowemu, kupował bądź też szył sobie całe zestawy khaki, swoją łysą głowę zaś zawsze wieńczył furażerką. Wyglądał na emerytowanego wojskowego. Dziadek miał też swoisty spryt, refleks, o którym w rodzinie krążyły legendy. Spryt dziadka Ignalka, jak mówiła o nim cała rodzina, sądzę, że uchronił nas przed niefajną przygodą, kiedy byliśmy razem na wakacjach w Mrzeżynie.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Niebiańska linia
Pewnego dnia pojechaliśmy na rowerach do przymorskiego lasu – ja, mama i dziadek. Dziadek jak zawsze ubrany po wojskowemu, słowem – stary partyzant w swoim leśnym żywiole. Po paru kilometrach na leśnej polance zorganizowaliśmy piknik. Na obrusie wylądował PRL-owski zestaw, czyli pomidory, jajka, sól i sok w butelce. Dziadek siedział pod drzewem, mama na kocu, a ja pasłem się na łące, bawiąc się w wiadomo co, czyli w wojnę. A miałem do tego narzędzia, z delegacji mój tata przywiózł mi pistolet zabawkę, stuprocentową replikę jakiegoś popularnego pistoletu, będącego na stanie armii. Z tym czarnym, przypominającym broń „gnatem“ ganiałem po łące, walcząc z wymyślonym nieprzyjacielem.
Nagle zza krzaków wyszło trzech drabów. Dziadek tak określał takich gości, nie mieli przyjaznych twarzy, typ sylwetki niewyjściowy, zdefasonowane oblicza. Zrobiło się, jak to się teraz mówi, „gęsto”. Drabów wyraźnie zainteresowały nasze rowery i torby. Krążyli coraz bliżej, ale ja jako malec, 5-letni Szymuś, nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji. Panowie zbliżali się do nas szerokim krokiem, szepcząc między sobą. Pamiętam tylko, że mama zamarła, robiąc kanapki. Zaczepka była blisko, gdy nagle spod brzozy usłyszałem spokojny głos dziadka.
– Szymek, uważaj, nie repetuj, bo nabity. Oddaj broń na chwilę.
Podbiegłem do dziadka i dałem mu moją zabawkę.
Czytaj także:
Szymon Majewski: Historia na dwóch kółkach
Panowie mimo upału i alkoholu w mig poskładali obrazki: broń – zielony mundur – emerytowany wojskowy – odpuścić.
W sekundę ich nie było.
Tę historię zrozumiałem dopiero po latach.
Oto Dziadek okazał się być kimś lepszym od Bonda, był to numer łączący partyzancką zimną krew, zmysł obserwacji i radziecką myśl techniczną, czyli replikę broni. Taka akcja mogła się udać tylko dziadkowi.
Wiele lat temu mogłem mu dziękować, kiedy przy placu Narutowicza trzech gości w tramwaju zaczepiało kobietę. Jako chudy 17- latek powiedziałem, żeby ją zostawili. Nie miałem wielu argumentów poza odziedziczonym po Ignalku sprytem. Panowie rzucili: “Wyjdziemy, koleś” . OK. Wychodząc na przystanek, kątem oka dostrzegłem przyjazne spojrzenie motorniczego. Kiedy tylko dotknąłem nogą płyt przystanku, cofnąłem się do tramwaju, a pan motorniczy zamknął drzwi i odjechał!
I to był sukces! Bez obitych szczęk i przelewu krwi.
Styl Ignalka!
Czytaj także:
Szymon Majewski: Moja koleżanka Porażka