Krótkie wspomnienie połamanego Bartka.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Gdy Tata wpadł na pomysł, by na czas pobytu ciotki Reginy w sanatorium zaprosić do nas jej męża, wujka Pawła, to jakoś odczułem wewnętrzny bunt. Nie wiedziałem za bardzo, dlaczego. Dla wszystkich w rodzinie było oczywiste, że jest pełen taktu i kultury – nie tylko tej wyniesionej z domu, ostatecznie jest profesorem muzykologii i przez jakiś czas pełnił funkcję rektora uniwersytetu. Może miałem jakiś niepokój, że jako emeryt, który ma za dużo czasu, będzie się wtrącał w moje życie? Teraz wstydzę się moich obaw, bo to chyba był najwspanialszy czas w moim szesnastoletnim życiu, chociaż… Ale zacznę od początku.
Wujek z pewnym zażenowaniem skorzystał z propozycji Rodziców, łatwiej mu było dosiąść się do naszego stołu, niż samemu wszystko kupować i przyrządzać, łatwiej mu było zamieszkać z pięcioosobową rodziną, w której był w pełni akceptowany i miał się do kogo odezwać. Wprowadził się w końcu stycznia, akurat wtedy, kiedy zaczynały się ferie szkolne w naszym województwie.
Miałem zaplanowany wyjazd i z wujkiem widzieliśmy się wtedy dwa dni. Od razu jednak zauważyłem, że go mało znam i chciałem to zmienić, w jego oczach dostrzegłem wiele mądrości. Nie to, że mam jakąś niezwykłą intuicję, ale wydaje mi się, że każdy mógł to łatwo zobaczyć. Okazało się, że nikt nie miał tylu okazji do poznania wspaniałości wujka Pawła, co ja, bo … wróciłem trzeciego dnia ze złamaną nogą, tak bywa z nartami.
Nikt nie przypuszczał, że wujek jest „znakomitą pielęgniarką i opiekunką”. Żadnych studiów w tym zakresie nie skończył, ale przed pięćdziesięciu laty, gdy był w harcerstwie, służył w zastępie sanitarnym i okazało się, że ma również duszę pielęgniarza. Dawno nie spotkałem się z takim wyczuciem: w niczym się nie narzucał, a jednocześnie był zawsze gotowy do pomocy. Znacznie bardziej korzystałem z jego wolnego czasu i mądrości, którą się chętnie dzielił niż z usług opiekuna chłopaka, który nie za bardzo może chodzić.
Od razu, jak Tata przywiózł mnie do domu, wujek zapytał, czy lubię, jak ktoś mi czyta i czy chciałbym – trochę jak w harcerstwie – zdobywać różne sprawności. Mimo, że sam lubię czytać, to chętnie skorzystałem z propozycji wuja, ale również z zaciekawieniem nastawiłem uszy, czekając, jakie sprawności może mi zaproponować, jeśli lekarze przez pierwsze dwa tygodnie pozwolili mi wychodzić tylko do łazienki.
Najpierw, spokojnie trzymając nogę na wysoko ułożonych kocach i poduszkach, słuchałem opowiadań zebranych w tomiku księdza Adama Ziemby „Pajda chleba”. Wujo wspaniale czytał, czasem dodawał jakieś krótkie komentarze, przy okazji dowiedziałem się, że jego ojciec był przez jakiś czas w Oświęcimiu i tam poznał autora tej niewielkiej książeczki ze wspomnieniami. Wujo dodał, że odwiedził księdza Ziembę w Niegowici, gdzie był po wojnie proboszczem. Z lektury wujo umiejętnie pomagał mi wyprowadzać wnioski. Przypomniał fragment z Listu do Rzymian: „ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś – nadzieję (Rz 5, 3b-4).
Wujek pozwolił na mój wybuch, bo zawołałem:
– Ale przecież nie szukamy ucisków! A gdy nas dotkną, to staramy się z nich wydostać, czy to coś złego?
Wujo spokojnie zauważył:
– Twoja noga jest uciskiem, do którego nie dążyłeś. I dobrze. Tylko powiedz mi, jak się z tej sytuacji wydostaniesz?
Zacząłem myśleć. Rzeczywiście, wiele wydarzeń naszego życia stawia nas w sytuacji bez wyjścia, z wielu okoliczności nie da się uciec.
Wtedy weszła moja siostra, jest najstarsza z naszego rodzeństwa, ma już męża i od roku cieszą się ślicznym dzieckiem. Siostra, usłyszawszy o moim złamaniu, postanowiła mnie odwiedzić i akurat weszła do pokoju, gdy dyskutowaliśmy o moim „ucisku” spowodowanym połamaną nogą. Odruchowo włączyła się w dyskusję zwracając się do mnie:
– Bartuś, przecież to, jak potraktujesz sytuację, w jakiej się znalazłeś, to zależy tylko od ciebie! Jak będziesz się użalał i narzekał, to cię wystawimy za okno i poczekamy, aż skruszejesz! – zawsze miała specyficzne poczucie humoru.
Wujo doskonale to zrozumiał i zaczął wspominać. Opowiadał o ciężkiej chorobie swej żony i o pogłębieniu ich miłości, gdy dostrzegli w tej chorobie okazję do służenia sobie wzajemnie: on służył czynami, a ona wdzięcznością wobec niego. Opowiedział historię jednego swego studenta, wobec którego najpierw się zgodził – według złożonego podania – na urlop dziekański, a potem, popychany jakąś dziwną intuicją, pojechał do niego do domu i zobaczył, jak ten podczas tego urlopu opiekuje się siostrzeńcami w czasie zakaźnej choroby jego siostry, ich matki. Zaczęliśmy szukać w znanych nam faktach, jak można w mądrze potraktowanym ucisku wypracować wytrwałość, która potem przemienia się w cnotę.
Przy okazji ujawniła się doskonała znajomość liturgii, którą pokazał wujek. Przypomniał szóste czytanie z Wigilii Paschalnej, w którym słyszymy:
Bądź posłuszny, Izraelu, przykazaniom życiodajnym, nakłoń ucha, by poznać mądrość. Cóż się to stało, Izraelu, że jesteś w kraju nieprzyjaciół, wynędzniały w ziemi obcej, uważany za nieczystego na równi z umarłymi, zaliczony do tych, co schodzą do Szeolu? Opuściłeś źródło mądrości. Gdybyś chodził po drodze Bożej, mieszkałbyś w pokoju na wieki. Naucz się, gdzie jest mądrość, gdzie jest siła i rozum, a poznasz równocześnie, gdzie jest długie i szczęśliwe życie, gdzie jest światłość dla oczu i pokój. […] [Bóg] zbadał wszystkie drogi mądrości i dał ją słudze swemu, Jakubowi, i Izraelowi, umiłowanemu swojemu […]. Tą mądrością jest księga przykazań Boga i Prawo trwające na wieki. Wszyscy, którzy się go trzymają, żyć będą. Którzy go zaniedbują, pomrą. Nawróć się, Jakubie, trzymaj się go, chodź w blasku jego światła. Nie dawaj chwały swojej obcemu ani innemu narodowi twych przywilejów. Szczęśliwi jesteśmy, o Izraelu, że znamy to, co się Bogu podoba (Ba 3, 9-15. 32 – 4, 4).
Mówiliśmy potem, na czym polega owa Boża mądrość. Doszliśmy do wniosku, że nie tylko do nadziei prowadzi, ale też jakoś z nadziei wynika, bo przecież, aby ucisk potraktować jako okazję do wzrastania, już trzeba tę nadzieję jakoś przeczuwać.
Potem jeszcze obejrzeliśmy wyszukany w internecie film „Cyrk motyli” – gdzie widzimy, że nie ma w życiu sytuacji, w której człowiek nie mógłby się stawać piękniejszy.
A co do tych sprawności, to dzięki mojej połamanej nodze teraz mam dużo sprawniejsze ręce. To nie chodzi o posługiwanie się kulami, które wzmacniają mięśnie, to chodzi o proponowane przez wuja sprawności: umiem teraz bezbłędnie rzucać rzutkami do celu, umiem ładnie rysować (wujo pokazał mi zasady perspektywy, ciekawego cieniowania itp.), umiem robić na drutach i szydełkować (to już wkład mojej mamy, która zapaliła się pomysłem wuja).
Chyba dzięki mojemu niezaplanowanemu uciskowi nauczyłem się wytrwałości… O cnotach może kiedyś powie moja przyszła żona, ale na pewno moje serce wypełniło się nadzieją…
Zobacz “Cyrk motyli”